Ślubna sesja

Odpowiedzieliśmy na ogłoszenie ze strony klubowej o poszukiwaniu Miniaka do sesji ślubnej. Po uzgodnieniach dotyczących czasu i miejsca umówiliśmy się na ruiny dworku pod Wrocławiem. Na miejscu okazało się, że nie da się tam wjechać i fotograf zarządził sesje w alei kasztanowców.

Czytaj dalej →

Poniedziałek

wiszę na telefonie i szukam zakładu, który jest sprawdzony, polecony i nie zedrze. Doszliśmy do wniosku, że zabieramy Kacyka od Łukasza. Trochę szkoda bo tani i dobry ale czekać nie wiadomo ile… to trochę za długo. Chyba znalazłam jakiegoś w miarę, reszta wydawała mi się jakaś cwaniakowata.

Wydział Komunikacji

– oczywiście kolejka 21 osób przed nami. Uschniemy tu – idzie strasznie wolno. Na szczęście przyspieszyło, trafiliśmy do ostatniego okienka i Pani nieźle nas przegoniła – mnie do ksero, Maćka do kasy, wreszcie jest – mamy Kacyka. Szkoda tylko, że nie udało się wynegocjować 10 – dziś dokładnie jest nasza 10 rocznica, na rejestracji mamy 9. Jeszcze tylko ubezpieczenie i tu też pojawiają się problemy, pogonili nas Az do PZU po zaświadczenie. Na szczęście jest długi weekend i nie ma korków w mieście. Szybko obróciliśmy i mamy ubezpieczenie.
Maciek pomału montuje zakupione części: dystanse mają za krótkie szpilki, mocowanie filtra nie pasuje do gaźnika (nawierca), halogeny są nieszczelne i parują, brakety nie da się zamontować bo wózek jest krzywo. Do tej pory same nieudane zakupy. Zostało najważniejsze stage 1 – z tym poczekamy do powrotu z Warszawy. Teraz za mało czasu na rozgrzebanie auta.

Wizyta u Kacyka

Dość mocno zdenerwowani pojechaliśmy obejrzeć nasz nowy nabytek. Koszmar. Mi chciało się płakać, totalna ruina, parcele i brud. Oboje żałowaliśmy, ze zdecydowaliśmy się na ten zakup. Już tak pięknie nie wyglądał jak go pamiętaliśmy. Trudno stało się…

Umowa

Pojechaliśmy do Bartka sfinalizować umowę. Bartek opowiadał o historii auta, dostaliśmy książeczkę (Maciek do swojego niebieskiego nie dostał), kierownicę i masę drobnych części. Musze przyznać, że nie wyglądało to jak zakup auta ale raczej jak przejmowanie pupila. Dopełniliśmy formalności i nadal nie oglądając auta staliśmy się jego właścicielami. Mojego britisha! Załatwiliśmy z Adamem, żeby auto zostało u niego do czasu naszego powrotu z IMM i wyruszyliśmy do Anglii.