Front end clubman

Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Najgorsze jest to, że „szlak przecieramy po omacku” bo informacji JAK TO ZROBIĆ jest bardzo niewiele. Wczoraj po przymiarce ręce mi opadły i zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia jak zamocować przód, mina Maćka też była wymowna, ale walczymy dalej..

a wizja jazdy samochodem bez przodu jest bardzo realna 🙂

Historia pewnego korektora

Wszystko w postępach prac nad GT było by świetnie, gdyby nie denerwujący wyciek płynu hamulcowego. Zlokalizowanie i ustalenie przyczyny przyszło Mackowi bardzo szybko – uszkodzony okazał się korektor siły hamowania. Starość nie radość. Niestety, część jest nienaprawialna a do tego jak na taką „duperelę” sporo kosztuje. Bez tego ustrojstwa da się jeździć ale jest mało przyjemnie i hamowanie nie koniecznie wygląda tak jak powinno. Można kombinować z zamiennikami, montażem dwururkowego „czegoś” i inne pantenty, pytanie tylko po co, część podobno psuje się raz na 20 lat i ten czas równoważy wydatek kilkudziesięciu £.
Świeżutki, nowiutki tuż przed montażem.

A historia wygląda tak…jeśli w samochodzie występowałby równy podział sił hamowania na osie, to koła tylne byłyby blokowane zbyt wcześnie i znacznie obniżyło by to sterowność pojazdu doprowadzając do poślizgu. Podczas hamowania oś przednia jest bardziej dociążana od osi tylnej (widać to doskonale po „przysiadaniu” całego przodu samochodu podczas ostrego hamowania) tak więc koła przednie są hamowane silniej niż koła tylne. Korektor siły hamowania rozdziela siłę hamowania pomiędzy poszczególne koła w zależności od obciążenia i warunków na drodze poprzez ograniczenie wzrostu ciśnienia płynu w hamulcach kół tylnych w porównaniu z przednimi korygując siłę hamowania i zapobiegając tak zwanemu „wyprzedzaniu przodu”. W mini jest on zaworem ograniczający siłę hamowania w sposób zadany i nie dopuszcza do blokowania tylnych kół podczas gwałtownego hamowania.
P.S. Dziękujemy za wkład merytoryczny Flapowi

Duch gór

Postanowiliśmy odpocząć od miniaków i wybraliśmy się na wakacje do Karpacza. Od samochodu na m nie da się jednak uciec i uniknąć skojarzeń, bo nasz pierwszy raz do Sandry był właśnie Amberkiem z rajdem przez Przełęcz Okraj i 30 cm pierzyną śniegu na dachu.
Wracamy pełni zapału do budowy GT i głodni nowych zlotowych wrażeń, a plan wyjazdów na 2013 rok przygotowany!
Spokojnych Świąt i do siego roku.

GT stage one

Silnik od ponad tygodnia jest wyjęty i do dzisiaj nie udał się ruszyć skrzyni. Wdrożony plan awaryjny – butla i palnik, wczoraj też się nie sprawdził. Dzisiaj drugie podejście. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to wszechobecny olej i brud. Tak czarnego bloku i skrzyni to jeszcze chyba nie widziałam. Wymiana zużytych części będzie chyba prostsza niż doprowadzenie go do akceptowalnego wyglądu.

Moje zadanie to zebrać w sobie, żeby rozpocząć demontaż środka samochodu, na razie mam tylko zaliczone usuniecie ohydnego wygłuszenia z komory silnika, pozostało wszystko odkręcić, kable wyczyścić i moja „część” będzie gotowa.
Dla porównania – silnik po remoncie. Maciek jest wielki!

Dziecięca intuicja

Moim celem jest misja uświadamiająca, czym jest Clubi. Chciałabym, żeby użytkownicy MINI wiedzieli o protoplaście swojego samochodu, byli tego świadomi, kojarzyli nazwę Clubman z długim nosem i wiedzieli, że to mini, ale to tylko świąteczno – noworoczne życzenia. Cieszę się bardzo, że nasz rodzynek został bohaterem miesiąca i brązowieje na okładce, bo chociaż Automobilistę czytają fani zabytkowej motoryzacji to w pewnym sensie trafi także do szerszego grona odbiorców.
Kolega był świadkiem takiej oto konwersacji w saloniku prasowym.
Dziecko: o zobacz mini w gazecie.
Rodzic: no co ty, jakieś dziwne. Zostaw to! Chodź!

Musze przyznać, że dzieci mają zadziwiający zmysł i widząc Clubiego intuicyjnie wiedzą, że jest to Mini. Może wielkość ma tu znaczenie? W każdym, bądź razie dorośli zachodzą w głowę co to za dziwne auto, a dzieci się nie zastanawiają tylko wiedzą i już!
Przez większość niedzieli Clubi stał na dworze i z przyjemnością podglądałam zachowania mijających go ludzi. Spacerowicze przystawali, oglądali, kierowcy zwalniali albo wręcz zatrzymywali się przy samochodzie a dzieciaki wytykały go palcami i z wielce uradowaną miną oglądały. Wreszcie samochód na miarę!
Fot. Jerzy Kossowski