IMM – dzień drugi

Rano zwijamy namiot i w drogę. Trochę nudno się jedzie, mijamy Niemcy, Holandię i Belgię i docieramy do Francji. Doszliśmy do wniosku, że nie zatrzymujemy się Dunkierce. Wygląda na duże miasto, trzeba by poświęcić co najmniej cały dzień na zwiedzanie – a my tak dużo czasu nie mamy. Tankujemy na zapyziałej stacji i okazuje się, że tu z angielskim słabiutko. Benzyna za to najtańsza – najdrożej w Belgii, reszta krajów ceny na podobnym poziomie. Docieramy do Bolonii. Jedziemy deptakiem wzdłuż morza.

Czytaj dalej →

IMM – dzień pierwszy

Ruszamy. Obiecaliśmy sobie lajcik, wstajemy, z psami, śniadanie i odjazd. Zdenerwowanie mija z każdym kilometrem. My mamy dobrze wyjazd z Polski „luksusową” A4 – inni tego nie mają. W Niemczech spory ruch, jedzie się dobrze. Drogi świetne, dobrze oznakowane. Wieczorem docieramy na kemping- trafiliśmy bez większych problemów. Gorzej z dostaniem się – szlaban zamknięty dzwonimy i przez dobre kilka minut nic.

Czytaj dalej →

Umowa

Pojechaliśmy do Bartka sfinalizować umowę. Bartek opowiadał o historii auta, dostaliśmy książeczkę (Maciek do swojego niebieskiego nie dostał), kierownicę i masę drobnych części. Musze przyznać, że nie wyglądało to jak zakup auta ale raczej jak przejmowanie pupila. Dopełniliśmy formalności i nadal nie oglądając auta staliśmy się jego właścicielami. Mojego britisha! Załatwiliśmy z Adamem, żeby auto zostało u niego do czasu naszego powrotu z IMM i wyruszyliśmy do Anglii.

Pamiętny dzień

Często mi się zdarzało przeglądać strony www z ogłoszeniami o sprzedaży miniaków. Oglądając nowo wystawione auta wydało mi się, że Mirka wystawiła swojego Chelsea. Powiedziałam o tym Mackowi i wieczorem zaczęliśmy szukać jej aukcji. Weszliśmy w zakończone bo nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć i naszym oczom ukazała się aukcja Bartka britisha – był uszkodzony. Bardzo się tym zdenerwowałam, poprosiłam Macka żeby zadzwonił do Bartka i spytał czy i komu sprzedał. Szkoda mi było autka. W sobotę przy grillu Maciek zadzwonił i okazało się że nie sprzedał ale ma kupca. Co prawda niezbyt mu się podoba i jak chcemy to nam chętnie sprzeda. Cała się trzęsłam. Na podjęcie decyzji mieliśmy pół godziny. Okazało się, że auto stoi u Adam S., a Adam T. je widział po stłuczce. Wjechał w nie motocyklista, było na chodzie tylko przód miał uszkodzony: maska, zderzak, nadkole. Maciek wisiał na telefonie i deliberował z Adamami na temat uszkodzeń, warto brać auto czy nie. Mi kręciło się w głowie i nie wiedziałam co robić.
* cena była na naszą kieszeń (dzięki stłuczce),
* ale w zasadzie po co nam drugie mini,
* ale to było TO mini,
* mój faworyt
Decyzja zapadła BIERZEMY, zadzwoniliśmy do Bartka i umówiliśmy finalizację zakupu.
Kupiliśmy auto bez jego oglądania tylko na podstawie naszych wspomnień z jego wyglądu na zlotach i zdjęć po stłucze przesłanych przez Bartka.
Auto zostało prezentem dla mnie na 10 rocznicę ślubu 🙂

Lipiec 2009

Ominęły nas trzy miniakowe imprezy – Brunszwik, Czechy (z piwem) i szkoła bezpiecznej jazdy w Poznaniu. Pierwsza – Maciek miał zajęcia, druga był w delegacji, trzecia nie mogłam go namówić. Bardzo żałuję, następnym razem pojedziemy! On z kolei żałuje Czech – dawali beczkę piwa!