Mieszkaliśmy w Palm Beach, od strony Oceanu
Swoją nazwę wyspa (i miasto) zawdzięcza katastrofie hiszpańskiego żaglowca „Providencia” w 1878 roku. W jej wyniku plaże zostały zasypane tysiącami orzechów kokosowych wiezionymi z Trynidadu do Kadyksu. 33 lata później, w 1911, gdy Palm Beach uzyskiwało prawa miejskie, wyspa była wielkim gajem palmowym.
Zawody i miasteczko biegowe było usytuowane w West Palm Beach, pierwotnie pomyślane jako osiedle dla służby hotelowej i obsługi rezydencji Palm Beach.
I tak, na „palmowej plaży” jest luksusowo. Nagromadzenie RR, Lamborghini, Maserati i innych luksusowych samochodów na kilometr kwadratowy jest chyba jednym z największych. I tymi autami jeździ się po donaty do piekarni a nie lansować po ulicy. Rezydencje oszałamiają, są ogromne w różnych stylach i wyglądają lepiej niż w najlepszych katalogach. Dość wspomnieć, że w rezydencji Mar-a-Lago, mieszka Donald Trump.
Chcieliśmy uszanować prywatność właścicieli i nie robiliśmy zdjęć. Te położone od strony oceanu maja prywatny dostęp do plaży, sporadycznie ogrodzone są murem a w ogrodach z basenami stoją ogromne rzeźby znanych artystów.
Zagłębiając się w „osiedla” stwierdziliśmy, że ciężko być tutaj pieszym – nie ma chodników. Nie ma też płotów, a wystrój, elewacja aż błyszczy czystością a trawa jest niewiarygodnie zielona i przstrzyżona na milimetry.
Musieliśmy szukać i korzystać z niewielu publicznych wejść na plaże.
Po drugiej stronie „wyspy” od strony kanału jest ścieżka pieszo – rowerowa, tłumnie uczęszczana przez fit lokalsów.
Chyba nie do końca byłam świadoma jakie to miejsce. I przyznaję, w życiu nie widziałam takiego przepychu i luksusu, który tu jest na porządku dziennym. Nie czułam się jednak zakłopotana czy przytłoczona, a raczej swojsko. To nie jest turystyczna miejscowość, a spokojnie miejsce do życia. Zgiełk miasta i turyści zostają w Miami.
Nasz spacer plażą nad brzegiem oceanu okazał się bardzo samotny, bo nikt tu tego nie robi.
Wybraliśmy się na rejs w stronę zachodzącego
Staraliśmy się wykorzystać wszystkie chwile i zobaczyć, doświadczyć jak najwięcej.
Pobyt na „okruszku” Florydy okazał się bardzo udany, Stany nadal mnie zadziwiają i zachwycają.