Rzutem na taśmę a w zasadzie w ostatniej chwili dowiedzieliśmy się o nowym projekcie dotyczącym kolarstwa szosowego w Czechach – Cykl zawodów obejmujący kultowe miejsca, zapierające dech w piersiach widoki i legendarne wspinaczki. Road Classics proponuje zawody w najciekawszych miejscach – na terenie całego kraju. Skuszeni ciekawą propozycją, zostaliśmy „ojcami założycielami” cyklu i powstało takie epickie zdjęcie.
Fot. Organizator
Start w Libercu, trasa 107 km z przewyższeniem 2350 m. Zapowiadał się najtrudniejszy start w sezonie.
Organizatorzy zaproponowali dwie formuły startu – wyścig dla rywalizujących kolarzy i bardziej spokojną jazdę, choć i tak z limitem czasu. Do tego elegancka oprawa, zamknięte drogi i bogate bufety z kawą podawana w filiżankach.
Droga do Liberca jest bardzo komfortowa i bezproblemowo dotarliśmy na miejsce. Oferowane parkingi (darmowe, przy centach handlowych) szybko zapełniły się kolarzami, podobnie jak rynek, gdzie przygotowano miasteczko kolarskie. Byliśmy odrobinę zagubieni – może trochę ze względu na barierę językową, ale w oczy od razu rzucał się bardzo wysoki poziom organizacji. Strat, barierki, namioty – czułam się jak na wyścigu kolarskim World Tour. Byłam też zszokowana olbrzymią frekwencją.
Fot. Organizator/ Jakub Nedbal
Wystartowaliśmy, początkowe kilometry – start honorowy a potem 7 km podjazdu na dzień dobry. Płaskiego w zasadzie nie było wcale, kolejny podjazd – 8 km i ostatni 10,5 km. Nie powiem było bardzo trudno, jechałam z dobrym nastawieniem, swoim tempem byle do mety. Pogoda dopisała i była idealna, choć na zjazdach było nieco chłodnawo, bardzo przeszkadzał wiatr i miejscami trzeba było uważać, żeby nie „zwiało” roweru z trasy. Na finałowy zjazd do mety w Libercu byliśmy przygotowani i ubraliśmy wiatrówki.
Trasa widokowo była przepiękna. Nawierzchnia bardzo dobra, miejscami – gdzie były dziury, pojawiały się ostrzeżenia i wolontariusze. Cała trasa była wyłączona z ruchu i doskonale zabezpieczona i oznaczona. Wszystko było niezwykle profesjonalnie przygotowane.
Fot. Organizator
Na trasie przygotowano 5 bufetów, skorzystaliśmy z 4. Z tego 2 były niezwykle bogate z kawą podawaną z ekspresu w filiżankach do tego kanapki, miniburgery, koreczki w stylu włoskim i bogaty wybór ciast. Oczywiście woda, izotoniki, żele, owoce a wszystkiego pod dostatkiem, mimo, że raczej jechaliśmy na końcu stawki. 2 bufety (z czego jeden pomięliśmy) – powiedzmy podstawowe – czyli woda, izo, owoce, żele, batony… Na końcu podjazdu Ještěd, po zatrzymaniu pomiaru czasu bufet z kanapkami, ciastami i laną kofolą i piwem a ostatni na mecie w Libercu w postaci obiadu (który wcześniej trzeba było wybrać z menu). Tak, zdecydowanie głodnym na tym wyścigu nie dało się być.
Fot. Organizator
Podsumowanie
Jesteśmy ogromnie zadowoleni, że zdecydowaliśmy się wziąć udział w Road Classics i oczarowani poziomem organizacyjnym. Armia wolontariuszy, marszali, policji. Na trasie sporo ludzi dopingowało i kibicowało. Jechało się fantastycznie, mimo, że trasa była wymagająca. Z niecierpliwością czekamy na ogłoszenie harmonogramu zawodów w 2024 roku z pewnością coś dla siebie wybierzemy.
Fot. Organizator/ Jakub Nedbal