7. Bieg Oborygena

Plan był taki, by wystartować we wszystkich edycjach – udało się w czterech. Mieliśmy dwuletnią przerwę i pewnie w tym roku też byśmy nie pobiegli, ale skusił nas przecudnej urody medal.
fot. Organizator


Zawsze lubiłam Bieg Oborygena z ciekawą oprawą i pomysłem. Wspomnienia wróciły i miło było odwiedzić Oborniki i spotkać tylu znajomych. Tegorocznym motywem przewodnim biegu był wombat, który pojawił się na torbie, koszulce, numerze startowym i oczywiście medalu, a dla najszybszych szczęśliwców również na paterze. Tradycyjnie było ciepło a w lesie wręcz duszno.

Trasa nie zaskoczyła, była ciekawa jak zwykle – piach, błoto i leśne ścieżki, podbiegi i zbiegi. Świetna oborygeńska dycha.
Fot. Organizator

Łatwo nie było, trochę walczyłam z sobą. Biegłam do mety i po medal, dlatego wynik nieco mnie zaskoczył, bo byłam 3 w K40. Ucieszyłam się, bo Oborygeńskie statuetki są najpiękniejsze w mojej kolekcji, a do tego wybiegałam je w każdej edycji.
Fot. Organizator

Na mecie uraczył nas deszcz a potem już tylko mżawka i słońce. Impreza była perfekcyjna i jestem bardzo zadowolona z spontanicznej decyzji startu, byłoby czego żałować. Postaramy się pojawić za rok i kontynuować kolejną czterolatkę startów.

10,4K: 00:52:42 (3 K40) i 00:54:51