Belgio – uwielbiam i tyle razy byliśmy, ale nigdy poważnie nie myślałam pobiec tam maratonu. Przez moment zastanawiałam się nad biegiem w Brukseli, ale gdy dowiedziałam się o piwnym maratonie w Liège wiedziałam, że to tylko kwestia czasu kiedy tam zawitamy.
42 i km 16 stacji z piwem z lokalnych rzemieślniczych browarów, do tego belgijskie frytki, lokalne smakołyki – bułeczki, biscotti, salsiccia. Wszystko okraszone pop cornem, bo tematem przewodnim biegu w tym roku był film.
Dwa przebiegnięte maratony Medoc dawały nam pojęcie, czego możemy się spodziewać, a mimo to rzeczywistość nas zaskoczyła…
Start/ meta i odbiór pakietów był w jednym miejscu. W dużej hali w otoczeniu Oskarów i kinowego klimatu dostaliśmy numer startowy, pas i kubek (obowiązkiem było z niego korzystanie podczas biegu), czapkę i wysokie “piwne” skarpety.
Organizatorzy przygotowali też nie lada niespodziankę – DeLorean DMC-12 z filmu Powrót do przyszłości. Bardzo się ucieszyłam, bo lubię ten film i auto.
Maraton zapowiadał się ciekawie.