Rzym jako miasto bardzo mnie rozczarował, jako monarchia, republika i cesarstwo nadal imponuje.
Miasto Rzym jest brudne, śmieci i turyści opanowali miasto. Wszechobecny syf, tumult i tłumy. Pobazgrane są mury, kamienice i każda wolna przestrzeń. Z dala od turystycznych atrakcji jest jeszcze gorzej – brudniej, śmieci walają się wszędzie, jak i psie kupy. Ulice są brzydkie, mało jest zieleni, urbanistyka sprawia wrażenie chaotycznej i generalnie całość przypomina szarą Warszawę za komuny.
Nie można zwiedzić miasta w 5 dni, ale widzieliśmy wszystko, to co chcieliśmy a nawet więcej i oczywiście wszędzie chodziliśmy na piechotę. Wyrabialiśmy około 30 km dziennie, tak najlepiej się zwiedza.
Jestem zachwycona Panteonem, Mauzoleum Hadriana, rzeczywiście piękna jest fontanna di Trevi. Ciekawe było zwiedzanie podziemi Piazza Navona i Domitian Stadium, pouczająca była wizyta w Bazylice św. Jana na Lateranie.
W Rzymie ujęło mnie Forum Romanum i Wzgórza Palatyńskie, gdzie można na ogromnym terenie znaleźć wytchnienie od tłumów i zagłębić się w historię mocarstwa. Warto zarezerwować cały dzień na popularny „triumwirat” i spokojnym tempem zwiedzać teren wykopalisk.
Największe rozczarowanie, mimo wizyty także na arenie to Koloseum, może jak by Kolos (Nerona) nie zaginął… Na nie Schody Hiszpańskie, Usta Prawdy, Ogrody Borghese (na plus mało turystów).
Warto, zawsze warto. Historia przytłacza miasto, turyści niszczą „klimat” i intymną atmosferę zwiedzania. Jest głośno, szybko i byle tylko selfi wyszło, bez refleksji.
Nie zamierzam wracać do Rzymu, nie ciągnie mnie do tego miasta. Od razu wiedziałam, że to pierwszy i ostatni raz w przeciwieństwie do Neapolu, który zdaje się brudniejszy i bardziej śmierdzący. Ciągnie mnie do tego miasta, biegania po nim i z ogromnę przyjemnością jeszcze go odwiedzę.
Największym odkryciem i perełką Rzymu jest dla mnie Via Appia Antica, którą dane nam było przejść od 1 mili do Ciampino (11 rzymskich mil) oraz akwedukt, który przypadkowo znalazł się na naszej „trasie”. Kolejny wpis.