Po zwiedzeniu miasta i muzeum archeologicznego w tym roku dodaliśmy kolejne części układanki: przyczynę i skutek – Wezuwiusz, Pompeje i Herkulanum.
Pojechaliśmy z Neapolu do Ercolano pociągiem III kategorii i dalej mieliśmy umówiony autobus wiozący pod stożek Wezuwiusza. Okazało się, że na wycieczce jest sporo Polaków w tym biegaczy. Po drodze wymienialiśmy doświadczenia z biegowego świata. Współtowarzysze wulkanicznej niedoli wspomnieli o odwiedzeniu Sorento. I nieopatrznie narodził się kolejny pomysł na odwiedzenie Neapolu, ale nie dla półmaratonu a widokowego biegu w Sorrento i przy okazji popłynąć na Capri.
Po wycieczce znów trafiliśmy na stację i pojechaliśmy zobaczyć Pompeje.
Miasto robi ogromne wrażenie. Czas się zatrzymał i możliwość spacerowania dawnymi ulicami, oglądania tego wszystkiego bez żadnej ingerencji czasu, kultury i postępu mnie urzekło.
Freski na ścianach, mozaiki…
Nie sposób oddać tego widoku, ogrom miasta już odkopanego z popiołów i prac jakie jeszcze trzeba podjąć.
Wszystkie bilety kupowaliśmy wcześniej, przez internet. W Pompejach było sporo ludzi, ale ze względu na rozległy obszar parku archeologicznego nikt sobie nie przeszkadzał i zwiedzał swoim tempem i sposobem.
Ostatnim zaplanowanym punktem do odwiedzeniabyło Herkulanum. Położonej bliżej Neapolu, również u „stóp” wulkanu ale z innej strony niż Pompeje. Teren archeologiczny jest znacznie mniejszy, ale wille są lepiej zachowane a zdobienia bardziej spektakularne. To przepiękne miejsce, za razem bardzo przygnębiające z masą szkieletów leżących w katakumbach. Nie było ratunku i schronienia przed gorącym oddechem erupcji.
Byliśmy, zobaczyliśmy, jesteśmy bogatsi o kolejne wrażenia i bardzo polecamy.
Do Neapolu chcemy wrócić, magia działa. Nie jesteśmy w stanie oprzeć się pizzy Diavolo i Principessa, rumowej Babà, jednak za trzecim razem planujemy smakować cytrynowe zagłębie Sorrento.