Zgodnie z zapowiedzą z lutego 2022 wróciliśmy do Neapolu „na połówkę”.
Niby byliśmy wyedukowani i przygotowani a znów zaliczyliśmy wpadkę z autobusem. Tym razem przezornie kupiliśmy bilety na lotnisku i radośnie patrzyliśmy na przystanku jak mija go autobus 180, który jechał w stronę expo i nie zatrzymał się, bo nie pomachaliśmy. I tak bilety autobusowe zostały nam na pamiątkę, a my karnie udaliśmy się do autobusu „lotniskowego” do centrum i dalej pojechaliśmy metrem pod samo expo.
Tym razem organizatorzy się spisali i koszuli były dostępne, ba nawet można było wybrać kolor! W pakiecie były jeszcze piguły, saszetka napoju wspomagającego w wysiłku i kupon na bezalkoholowe piwo o wdzięcznej nazwie Peroni.
Półmaraton startował o 9 godzinie i tradycyjnie przyjechaliśmy dużo wcześniej, przynajmniej bez tłoku w metrze, toaletach i depozycie. W tym roku dotarliśmy na miejsce jeszcze przed zamontowaniem flag.
Od razu było widać, że biegaczy jest dużo więcej i szybko zrobiło się tłoczno. Pogoda zgodnie z zapowiedziami miała nas nie oszczędzać i suto podlewać, za to było ciepło.
Rutynowa, krótka rozgrzewka i szybko udaliśmy się do naszego sektora. Startowaliśmy z B i organizatorzy usilnie starali się pilnować i dyscyplinować biegaczy chcących zmienić sektor, włącznie z wyprowadzaniem nieposłusznych. Przed startem zrobił się duży tłok. Pobiegliśmy tradycyjnie przez tunel i wybrzeżem, czekałam na zapowiadaną zmianę, pojawiła się pod koniec biegu – 15 do 17 km. Trasa ominęła plac z kolumnadą i widowiskowy zamek za to biegliśmy kolejnym tunelem. Szczerze uważam, że ładniejsza i bardziej „turystyczna” była w zeszłym roku.
Biegło mi się źle, nastawiłam się na deszczową pogodę a na starcie nawet świeciło słońce. Na szczęście całą trasę było pochmurnie a na 20 km po wybiegnięciu z tunelu zaczął padać drobny deszcz. Akurat z tego bardzo się ucieszyłam.
Wkurzyłam się na pierwszym punkcie wody, bo tłum był spory, nie mogłam się dostać do stolików a na nich mało co już było. Musiałam stanąć, biegacze napierali i straciłam równowagę o mało się nie przewróciłam. Bardzo mnie to wybiło z rytmu i na nowo „musiałam się rozkręcać” w biegu. Do tego woda była w zakręcanych butelkach i siłowałam się z zakrętką, dopiero przez koszulkę udało mi się odkręcić zakrętkę i tak było za każdym razem jak brałam wodę i chciałam się napić.
Odczuwałam „ciężkość nóg”, chyba jeszcze nie doszły do siebie po maratonie. W nowym tunelu na trasie było mi niezwykle duszno i mimo, że wybiegliśmy na promenadę prosto pod wiatr – cieszyłam się z rześkich powiewów.
Wbiegłam na metę z przekonaniem, że poprawiłam czas z zeszłego roku, bo zgodnie z zapowiedziami organizatorów trasa reklamowana była jako „szybsza”. Ubzdurałam sobie, że maiłam 1:47 okazało się, że 1:42, wiec mój aktualny czas był dużo gorszy. Przyjęłam to do wiadomości bez żalu, bo i tak biegliśmy poza klasyfikacją – bez runcard. Na mecie dostałam medal, wodę i nawet nie było kolejki do napoju izotonicznego. W hali sprawnie wydawano „refreshments” składający się z wody, bana, śliwki dwóch mandarynek i saszetki „wspomagacza”, piwa 0%. Nie było kolejek do odbioru depozytu.
Podsumowując uważam, że organizatorzy w tym roku lepiej się przygotowali i wypadli, zwłaszcza, że biegaczy było więcej. Trasa zdecydowanie mniej atrakcyjna dla mnie (3 tunele), ale zależy kto co woli. Medal nieciekawy (ubiegłoroczny zdecydowanie ładniejszy), tym bardziej, że to 10 edycja biegu. I choć to może kłóci się z tym co powyżej ale generalnie jestem bardzo zadowolona z udziału, biegu i tego, że zdecydowaliśmy się ponownie wziąć udział w Napoli City Half Marathon. Trzeciego razu nie będzie, ale Neapolowi nie mówimy jeszcze żegnaj…
21K: 01:45:57 i 01:49:10