Wyspiarskie państwo-miasto fascynowało nas od dawna a szczególnie megalityczne świątynie najstarsze stojące budowle, bieg maratoński w tym miejscu był tylko kwestią czasu…
Tajemnicze megality zostawiliśmy sobie na deser, czyli po biegu.
W sobotę przed biegiem odebraliśmy pakiety i mogliśmy zwiedzić część wyspy.
Niezwykle bogate, jak na obecne czasy, pakiety z koszulką i bardzo funkcjonalną tobą/workiem Nike wydawano w sklepie sportowym.
Fot. Organizator
Malta była dla nas łaskawa i ugościła nas przepiękną pogodą i przyjemnym ciepłem,
co nie było tak oczywiste, bo ostatni Malta Marathon został odwołany z powodu silnego sztormu, wiatru i opadów.
Wyspa mnie zaskoczyła a raczej jej trudna do zaklasyfikowania kultura, język i zabytki. Dziwne pomieszanie wpływów włoskich, greckich i arabskich ale jednak wszystko razem daje wyraźnie odrębną Maltę właśnie.
Zdecydowanie brakuje mi na wyspie drzew i lasów, zabudowa jest ciasno upchana we wszechobecnym piaskowym kolorze.
Poruszaliśmy się dobrze zorganizowaną komunikacja autobusową. Zdecydowanie polecam wyspę na „maratoński wypad”.