Czy maraton ma datę ważności? Warto było czekać?
Czym tym razem zaskoczył nas Cypr?
Fot. Organizator
Sezon wyjazdowych maratonów oficjalnie uważam za otwarty. Szczegółowy plan na wyjazd przygotowaliśmy już w grudniu podczas maratonu w Pafos
Wszystko udało się zrealizować z drobnymi aktualizacjami:
– taksówka nie czekała na nas na lotnisku, musieliśmy improwizować na miejscu, ale udało się;
– temperatura była poniżej oczekiwań i jak powiedziała nam żona właściciela muzeum samochodów: tak zimno na Cyprze jeszcze nigdy nie było! Nigdy!
W hotelu byliśmy po 1 w nocy i dziękowaliśmy przypadkowi, że zarezerwowaliśmy taki z 24 godzinną recepcją. Każda godzina snu w noc na dzień przed maratonem się liczy.
Rano odebraliśmy pakiety, bez tłumów i kolejek. Zaskoczyła nas ich skromność: brak koszulki a zapowiadana czapka biegowa okazała się zwykłym gadżetem reklamowym linii lotniczej… tona niepotrzebnych papierów, frotka, długopis i żel (był tylko w jednym pakiecie).
Jednak nie po pakiety się jedzie a na bieg i po wrażenia, a tu liczyłam na pozytywne emocje.
Start zaplanowano na 7:30 i tradycyjnie organizatorzy prosili o przybycie co najmniej godzinę wcześniej. Do startu mieliśmy 1,7 km i spacerkiem, zdecydowanie za wcześnie stawiliśmy się w Molos Park Limassol. Organizatorzy dopiero się organizowali!
Było zimno, jak na cypryjskie warunki 5,5 stopnia Celsjusza i wiało. Humory nam dopisywały, organizatorzy ogarnęli chaos i udało nam się wystartować o czasie – prawie z pierwszego rzędu za elitą.
Bieg był płaski z niewielkimi pofałdowaniami w drugiej części biegu w całości poprowadzony asfaltowymi drogami. Druga połówka pokrywała się z biegiem na 21 K i była znacznie bardziej widokowa – wzdłuż wybrzeża w porównania z „industrialną” pierwszą częścią biegu.
Fot. Organizator
Nie chciałam zacząć za szybko i starałam się „hamować” swoje zapędy. Na połówce byłam 5 kobietą, tradycyjnie dalej było tylko gorzej i patrzyłam na plecy kolejnych babek, które mnie wyprzedzały. Przyznaję, od 30 km już nie było przyjemnie i zdecydowanie za dużo razy zerkałam na zegarek by śledzić kilometry. Co mnie tłumaczy? Na trasie nie było oznaczeń, czasem na ulicy udało mi się wypatrzeć namalowane oznaczenie kilometrów. Ostatnie 5 km wymęczyłam i wbiegłam na metę jako 16 kobieta.
Bieg się nie przeterminował, mimo daty na medalu. Nie można się przyczepić do organizacji. Na trasie nie brakowało wody, były też izotoniki i cola. Rozdawano banany i żele. Na mecie nie było gotowych pakietów „po” można było brać banany, napoje, piwo bezalkoholowe, lody. Zamierzaliśmy moczyć nogi w morzu ale udało nam się zamoczyć tylko stopy w basenie/ fontannie, woda i tak była lodowata.
Jestem zadowolona z biegu i siebie. Cały czas poprawiam czas (od złamania) i w zasadzie już jestem w swoim przedziale „normalnego” maratońskiego biegania – na moje rekordowe 3:38 na razie nie liczę.
Porównując oba maratony w Pafos i Limassol mimo rzetelnej organizacji punkt więcej przyznaję Pafos. Moje serce jest z Afrodytą.
Oba biegi polecam, na nas czeka jeszcze Larnaka i Nikozja, zawsze można wybrać się na spontaniczny, biegowy weekend na Cyprze.
42K: 03:47:11 (8 w K40) i 03:52:58