Zapomniałam jak trudny jest to bieg – dokładnie marsz przerywany biegiem.
Jedlinę biegliśmy trzy razy:
2016
2017 gdzie nawet byłam na pudle
potem organizację przejął Pro-Run i nieco zmieniono trasę – na bardziej górską
2018
I co z tego, że za każdym razem obiecywałam sobie – nigdy więcej? W tym roku skusiła mnie organizowana po raz pierwszy edycja zimowa. Trasa była zmieniona w stosunku do tej z 2018 roku, ale tunel był, choć biegło się ” w drugą” stronę.
Start i meta usytuowane były w Pałacu Jedlinka w Jedlinie-Zdrój. Pogoda nie rozpieszczała, zrobił się bardzo zimowy półmaraton – mocno wiało, było dużo śniegu, czasem coś popadywało i było zimno.
Szybko okazało się, że jest to spacer górski z elementami biegu. Więcej się szło niż biegło, czasem zjeżdżało na 4 literach. Zaliczyłam jedną glebę. I bynajmniej nie maiłam radochy z biegu. Ścieżki były wąskie wydeptane w śniegu – dla mnie bardzo niewygodne, ostatnie kilometry biegło się wąziutką ścieżką na zboczu, bałam się, że jak noga się poślizgnie to spadnę. Po raz pierwszy poczułam się zmęczona, stara i myślałam, że nie dam rady.
Fot. Marek Żołądek
Dałam, ale to był jeden z najgorszych moich biegów i dopiero 13 miejsce w kategorii. Tym razem naprawdę walczyłam tylko, żeby dobiec do mety.
Plan był zmieścić się w trzech godzinach i prawie się to nam udało.
21K: 03:02:37