Nie mieliśmy wyrównanych kolarskich rachunków w Jesenikach dlatego niespełna miesiąc po campie znów zawitaliśmy do Resortu Sobotín.
Uwielbiam ten specyficzny klimat i spokój. Resort jest fantastyczny! Ale nie przyjechaliśmy korzystać z dobrodziejstw hotelu a zmierzyć się z drugim, co do skali trudności podjazdem w Czechach. Zaraz po przyjeździe przebraliśmy się i wskoczyliśmy na rowery zdobyć Dlouhé Stráně. Zaatakowaliśmy od nieco innej strony ale też łatwo nie było!
Powrót już tradycyjną trasą ale nie można tego nazwać jazdą „z górki na pazurki”.
Po powrocie relaks, pyszne jedzenie i rytuały w saunie, które miały nas postawić na nogi na kolejne wyzwanie – Pradziada!
I na tym możemy zakończyć nasze zmagania. Burza w nocy i ulewne deszcze w niedzielę wywołały powódź błyskawiczną. I zamiast pojechać na rowerze na Pradziada to uciekaliśmy do domu przed wielką wodą. Droga już momentami była zalana a około 20 – 30 minut po naszym przejeździe została całkowicie zalana i zamknięta.
Los liczy na trzecią wizytę w Sobotinie i ja też! Może wreszcie zdobędziemy wszystkie kolarskie monumenty w Jesenikach.