Wreszcie udało nam się wyrwać, bardzo doskwierał nam już brak podróży w egzotyczne zakątki świata.
Polecieliśmy do Egiptu do Marsa Alam, bez plecaka, bez maratonu ale za to z zamiarem snorkowania – jaka pandemia takie biegowe podróże. Oczywiście obowiązkowo zapakowaliśmy buty biegowe i udało nam się zrobić trzy treningi.
Kilometraż nie imponuje ale na swoją obronę mam fakt, że nadal muszę oszczędzać nogę a do tego dało biegać się tylko wczesnym rankiem.
Trasy urozmaicone: piasek, kamienie, asfalt i przepiękne widoki – nie dało się nudzić! Ochroniarz za każdym razem pytał nas o numer pokoju, notował w zeszycie i życzył udanego treningu. Dziwne tylko, że jak wracaliśmy to nie odznaczał naszego powrotu.
W okolicach Doliny Królów, gdzie wybraliśmy się na wycieczkę widzieliśmy na ulicy wymalowane na asfalcie informacje dla maratończyków. Może kiedyś skusimy się na Egyptian Marathon, temperatury mi odpowiadają
Było rekreacyjnie i przyjemnie i z przyjemnością tu jeszcze wrócimy.