Kolejne etapy w Prusicach nadchodzą z prędkością światła. Dopiero, co biegliśmy marzec a już musieliśmy zmierzyć się z kwietniem! Tym samym zakończyliśmy pierwszy cykl i dostaliśmy „wiosenny” medal.
Dwa etapy w miesiącu to jednak wyczerpująca częstotliwość.
4. Etap przyszło nam biec w tropikalnej aurze. Start w letnich (i gorących) miesiącach o godzinie 9.30 jest stanowczo późno. W tym roku przyjdzie nam rozegrać aż 6 etapów w „środku lata”. Trasa w jednym, krótkim fragmencie jest zacieniona przez drzewa, reszta to „asfaltowa patelnia”. Dodatkowo początkowe 400 metrów było zmodyfikowane w związku z zapewnieniem dostępu do lokalu wyborczego. Zamiast prostej startowej i jednego zakrętu mieliśmy do pokonania zawijasy i dodatkowe metry. Komentarze przed startem były jednoznaczne – dzisiaj ścigania nie będzie, tylko bieg do mety.
Fot. Prusice Biegają
Wystartowaliśmy i od początku wiedziałam, że będzie bardzo ciężko. Starałam się utrzymać dobre tempo ale czołówka oddalała się coraz bardziej. Zastanawiałam się, czy im nie przeszkadzała spiekota? Ja się ugotowałam. Oficjalnie przyznaję, że nie dałam rady. Na szczęście układ sił był taki sam jak w poprzednim biegu i już na starcie wiedziałam, że mogę być w najlepszym razie czwartą kobietą. Byłam, ale mogłam zapomnieć o poprawie czasu, który sobie obiecuje za każdym razem. Dobiegłam do upragnionej i oddalonej bardziej niż zwykle mety a potem wylałam hektolitry potu, czułam się jakbym popływała w basenie.
Na drugie kółko nie było szans ani nie miałam na kolejne 5 km ochoty. Odebraliśmy medal i czekamy na 5 etap w lipcu.
5K (z 400 metrowym ogonkiem) 00:23:42 (4 OPEN) i 00:24:19