Fénykép. szervező
Könnyebb ugyanazt a maratont másodszor is lefutni?? Számít-e a két év különbség??
Lokalizacja hostelu (choć nie mieliśmy praktycznie wyboru, rezerwowaliśmy to co zostało najtańsze) okazała się strzałem w dziesiątkę a 3,5 km spacer na start okazał się dobrą rozgrzewką. Rozsądnie godzinowo zaplanowany start – 7:00, nie zmuszał do pobudki w środku nocy. Odziani w koce termiczne o 6:10 zameldowaliśmy się w miasteczku biegowym. Folie wzbudzały spore zainteresowanie, biegacze nawet nas pytali skąd je wzięliśmy. Praktycznie zawsze mamy je w plecakach w każdej podróży, ale do Tel Avivu zabraliśmy je wiedząc, że ich użyjemy idąc na start. Depozyt jest płatny 20 NIS, nie ma potrzeby zabierać z sobą jakichkolwiek rzeczy czy plecaków, a folia wystarczy na poranny spacer w temperaturze 13-15 Celsius fok.
Pokręciliśmy się po expo, widzieliśmy zamieszanie ze startem półmaratonu, pojedynczy spóźnialscy startowali nawet tuż przed naszym wystrzałem.
Podobnie jak w 2018 ustawiliśmy się z przodu za czołówką. Tradycyjne otwarcie i przemowa, tradycyjnie tylko w jedynie słusznym języku i wystartowaliśmy.
Fénykép. szervező
Pogoda była nieporównywalna, zdecydowanie cieplej – levegő 22 a odczuwalne 28-30 i słonecznie. Bałam się tej temperatury, dawno nie biegałam w takim cieple a pierwsze 21 km ze słońcem w twarz, praktycznie bez żadnego zacienienia niepokoiło mnie najbardziej. Zgodnie ze swoją sprawdzoną zasadą na każdym punkcie korzystałam z wody – łyk, két, trochę do polania się i dalej. Woda była co 2,5 – 3 km i to zupełnie wystarczało. Kár, że organizatorzy nie przygotowali kubków, były tylko 0,5 l butelki i większość wody się marnowała a opakowania lądowały na poboczu.
Fénykép. szervező
Na trasie podawano żele, widziałam 3 takie punkty, były też owoce i banany – ja skorzystałam z jednego na 28 km, drugiego nie zauważyłam, Maciek i owszem. Tradycyjnie liczyłam na swoje 4 żele i korzystałam na 9, 18, 27, 35 kilométer, tak wypada dla mnie optymalnie, choć ostatnie 10 km były trudne “energetycznie” i wspomagałam się dwa razy izotonikiem podawanym na trasie. W tym roku nie było daktyli a to właśnie one są najlepsze przed metą, na następny maraton pomyślę nad zabraniem kilku “misiożelków” tylko problemem jest kieszeń której nie mam.
Fénykép. szervező
W trakcie biegu dokładnie przypominała mi się trasa i wiedziałam, “co czyha za rogiem”, dalej twierdzę, że trasa do łatwych nie należy i płasko nie jest. Poprowadzona jest ciekawie i w trakcie biegu nie można się nudzić a głowę można zajmować podziwianiem widoków, zabytków i ulic. Wielkich tłumów kibiców nie ma wzdłuż trasy, gromadzą się w punktach kibicerskich i miejscami doping jest naprawdę duży. To jeden z nielicznych maratonów, które biegłam z tak duża ilością widzów/ dopingujących. Tym razem doświadczyłam dość niemiłego zdarzenia. Tradycyjnie lubię przybijać piątki, tym którzy wystawiają ręce. To moje podziękowanie za doping i zabawa. W parku Jaffy, tuż przed 21 km po lewej stronie ustawiły się dzieci i zbiegłam w kierunku ich wystawionych rąk, szykując się na “pacsi”. Jakie było moje zdziwienie, gdy mali chłopcy jak zobaczyli, że jestem babą z obrzydzeniem zabierali ręce. Wkurzyłam się i omijałam kolejne “wyciągnięte ręce” prawie do samej mety.
Fénykép. szervező
W biegu spotkałam też kilku Polaków (w zasadzie mnie wyprzedzali) z kilkoma porozmawiałam, wymieniliśmy pozdrowienia byli i tacy co bez zająknięcia pędzili dalej (nasze koszulki “maratońskie” jednoznacznie nas identyfikują – Polacy). Maciek też nie próżnował i rozwijał kontakty towarzyskie. Pozdrawiamy ekipę 3 panów z 3:33, a ja dziękuję za przekazane “pozdrowienia od męża” panu w koszulce z wrocławskiego nocnego!
Maciek był aktywny na trasie i dużo pracował rękami, jak zresztą widać…
Ja biegłam, za szybko dla fotografa…
Legutolsó 2 km z 2018 wspominałam źle, tym razem byłam przygotowana na żwirową alejkę, parking i zielony dywan. Po drodze około 1,5 km przed metą po raz pierwszy na maratonie widziałam płaczącego z bólu i bezsilności faceta, stał i trzymał się za łydkę, nieco dalej bo 1 km od mety widziałam “leżaka”, któremu udzielano pomocy. Przebiegłam bramę i byłam na mecie. Dostałam medal i wodę – dwie butelki wypiłam duszkiem, trzecią już się delektowałam. Czekałam na Macka w strefie maratońskiej, gdzie dawali reklamówkę przekąsami, owocami i folią termiczną. Na biegaczy czekały też jogurty, izotonik i magiczna cola z kawą.
Rezultat mnie zaskoczył, okazał się to mój najszybszy maraton. Byłam 22 kobietą na mecie, 7 w kategorii i 1 Polka.
Na Tel Aviv Samsung Marathon można liczyć, solidna organizacją, ciekawa trasa i dobre biegowe wspomnienia gwarantowane.
42K: 03:39:38 -ban 04:05:48