Organizatorzy Midnight Sun Marathon rozpieszczali biegaczy na wiele sposobów. Musze przyznać, że dodatkowych, nie tylko biegowych atrakcji było sporo, nie było się kiedy nudzić.
Fot. Zoltan Tot
Kolejną dodatkową atrakcją przygotowaną przez organizatorów był bieg śniadaniowy, na który obowiązkowo się wybraliśmy, tym razem w szerszym polskim gronie z biegaczem ze Świdnicy, którego serdecznie pozdrawiamy.
Fot. MSM
Wyjdziemy na biegowych żarłoków ale w Norwegii należy doceniać takie propozycje. Tradycyjnie zbiórka była przy City Hall, każdy uczestnik dostał numer startowy, który był jednocześnie przepustką do śniadania. Dystans powalający 1 kilometr oraz późna godzina – 10 miały zachęcić biegaczy, jednak tłumów nie było.
Fot. MSM
Wybiegliśmy i przy słynnym pomniku biegaczek prowadzący zarządził zdjęcie grupowe, ustawialiśmy się wesołym towarzystwem, wtedy prowadzący oznajmił nam, że dostał telefon od organizatora – za wcześnie ruszył i jest jeszcze druga grupa, która do nas dołączy. Pobiegliśmy dodatkową pętelkę koło nadbrzeża i po kolejnym zdjęciu pod pomnikiem w pełnym składzie pobiegliśmy na śniadanie. Mżawka nieco uprzykrzała bieg, dlatego posiłek postanowiliśmy spożyć już w knajpie.
Fot. MSM
Po śniadaniu humory popsuła już tylko pogoda zaczęło padać. Pozostało tylko przeczekać kolejne godziny do startu i nie zmęczyć się za dużo, my poszliśmy zwiedzić okoliczne jezioro.