Marathon flame

Byłam podekscytowana i niezmiernie dumna, że zostaliśmy wybrani do niesienia polskiej flagi podczas parady. Wydarzenie zostało specjalne zorganizowane z okazji 30 rocznicy rozgrywania maratonu.


Impreza była przygotowana według scenariusza, który zakładał rozpalenie ognia a potem bieg przez centrum miasta i przekazywanie pochodni. Poczet flag z biegaczami biorącymi udział w maratonie, prezentujący państwa, dołączał przy Arktycznej Katedrze – Kościele Tromsdalen by towarzyszyć „ogniowi” do znicza ustawionego na placu w centrum Tromsø.

Ponad 60 osób, wesołe towarzystwo a w nim znajomi z Northern Runners i samozwańczy wodzirej z Singapuru. Było wiele śmiechu i zamieszania mimo, że odpowiednio wcześniej mailowo otrzymaliśmy szczegółowe instrukcje, program imprezy i wskazówki.


Na miejscu zbiórki otrzymaliśmy koszulki specjalnie przygotowane na tę okazję i przećwiczyliśmy moment zapalania znicza, potem zabrano nas autobusami do Arktycznej Katedry, gdzie rozdano flagi i czekaliśmy na przybycie znicza.

Jak na olimpiadzie biegacze przekazywali sobie pochodnie, my biegliśmy z flagami do centrum, gdzie odpalono znicz i święto biegowe w Tromso oficjalnie się rozpoczęło.
Fot. Truls Tiller

Fot. Truls Tiller

Na placu trwał koncert z tej okazji a my popędziliśmy na pasta party. Miłym gestem ze strony organizatorów był namiot jednego ze sponsorów, gdzie można było częstować się napojami, bułkami i sokami.
Fot. Truls Tiller

Jako testerzy pasta party zgodnie uważamy, że było warte ceny. Tu mała dygresja dotycząca cen. Tak potwierdzamy w Norwegii nie jest tanio. Dla nas było znacząco drożej niż w Izraelu (gdzie też jest drogo). Wizyta w sklepie i rachunek może przyprawić o palpitacje serca. Pasta party tanie nie było, ale patrząc na ceny w restauracjach, pubach to cena była bardzo „okazyjna”. Jedynym mankamentem pasta party było to, że jak usiedliśmy na sali i czekaliśmy na jedzenie to okazało się, że trzeba chodzić po nie do sali restauracyjnej. Może to zamierzony trening przed biegiem? Jedzenie było podane w formie bufetu: makarony podane na zimno, ciepło, przystawki, owoce morza.

Krewetki, kraby i słynny norweski łośoś, mniam! Oczywiście pasta party to głównie możliwość poznania biegaczy z całego świata i posłuchania biegowych historii. My usiedliśmy z młodym Szwajcarem, dla którego miał to być pierwszy maraton i Anglikiem zaprawionym trailowcem. Biegowym historiom kres położył koniec imprezy.