Łosoś norweski czyli biegamy w Tromsø

Norwegia ekologiczny kraj, gdzie za każdym rogiem czai się zaparkowana Tesla a witryny sklepowe okraszają wypchane niedźwiedzie polarne i renifery!
Fot. Zoltan Tot

Jedyną stałą, na którą można liczyć w każdym zakątku świata jest przyroda. Zawsze zadziwiająca i niesamowita. W Tromsø było magicznie, surowo i majestatycznie. Czułam się jak badacz przybywający do stacji polarnej a nie uczestnik maratonu. Organizatorzy zapewnili szereg dodatkowych atrakcji, które były najmocniejsza stroną Midnight Sun Marathon (MSM).


W piątkowy poranek zorganizowano otwarte treningi z lokalnymi grupami biegowymi. Trzy różne grupy, trzy inne trasy i godziny rozpoczęcia. Pierwotnie planowaliśmy wybrać się na wszystkie trzy biegi, bo wybór był trudny. Plany szybko się wykrystalizowały – pierwszy trening za wcześnie, wybraliśmy drugi a na trzeci już nie zdążyliśmy wrócić.
Fot. Zoltan Tot

I tak o godzinie 8 stawiliśmy się na zbiórkę pod City Hall, gdzie powitała nas grupa Northern Runners. Ilość uczestników nie była jakaś oszałamiająca ale grupa okazała się najlepsza. Pobiegliśmy około 4 km do plaży, gdzie ochotnicy, składający się jedynie z lokalsów skorzystali z kąpieli – rześkiej. Na mniej zahartowanych czekał poczęstunek: kawa i ciasta.
Fot. Zoltan Tot

Pogoda była cudowna widoki niesamowite, szef grupy poopowiadał nam o Tromsø, maratonie i biegowym życiu. Pobiegliśmy nadbrzeżem, koło Muzeum Polarnego, trasami przebieżek lokalnych biegaczy.
Fot. Zoltan Tot

Byłam zachwycona gorącym przyjęciem i serdecznością grupy Northern Runners.
Po powrocie czekaliśmy na otwarcie biura zawodów i udało nam się jeszcze bez kolejek odebrać pakiet, bardzo ubogi nawet jak na „zachodnie” standardy. W pakiecie oprócz numeru startowego była gazetka biegowa, okolicznościowa i gadżet z Coopa – breloczek. Szczęśliwcy załapali się dodatkowo na niebieskie coś – podobno łyżkę do butów. Expo nie było. Koszulka była dodatkowo płatna podobnie jak pasta party. Nie bardzo nas to obeszło, bo jesteśmy przyzwyczajeni do skromnych pakietów, co „kraj to obyczaj”. Najważniejszy jest numer startowy i medal na mecie!

Pogoda się popsuła, niebo zachmurzyło się i nabrało szarego koloru przez 24 godziny na dobę. Potem zaczęło padać i tak do niedzielnego poranka.