Jak to zwykle bywa burzę wywołało jedno zdjęcie – zużyte kubeczki.
Za wikipedią synonimami szaleństwa są:
– wariactwo
– obłąkanie, niepoczytalność, obłęd, niezrównoważenie
– bezsens, wariactwo, brak piątej klepki.
Na Jamajce wodę – dopóki była, podawano w woreczkach…
Staram się nie popadać w żadne szaleństwo, żyć w zgodzie ze sobą, naturą i otaczającym światem.
Wielki szum o rzeczone kubki (pytanie na ile przełoży się na realne działania) z jednej strony mnie ucieszył, że wreszcie ludzie zwracają uwagę, na to co dzieje się dookoła a z drugiej zdziwił – wielkie halo o kubeczki a nikt nie zwrócił uwagi na reklamówki, które od lat (od drugiego półmaratonu) są nieodzowną częścią pakietu startowego. Ponad 10 tysięcy toreb reklamówek…
Pod tym względem podoba mi się Pro Run (mocno krytykowany w biegowym światku) – nie daje pakietów w plastikowych torbach. Intencje, czy to finansowe, akurat mnie nie interesują – liczy się efekt – reklamówek i ulotek nie ma, jeśli pojawia się torba to jest ekologiczna – lniana, wielokrotnego użytku.
Dwa lata temu po Nocnym Półmaratonie posiłek dawano w plastikowych kubkach + sztućce, wtedy mało kto walczył z plastikiem ale w tym roku np. Smolecka (za)Dyszka stanęła na wysokości zadania i były kubki papierowe plus jadalne talerze i drewniane łyżki. Można, można jak się chce i trochę pomyśli.
Papierowe kubki pojawiają się coraz częściej na biegach i nie jest to wielka nowość i odkrycie. Dlaczego Wrocław o tym nie pomyślał? Kluczem może być cena a co za tym idzie znacznie większy koszt organizacji biegu.
Nie znam się na organizacji imprez biegowych, głos w plastikowej dyskusji zabrała Kamila osoba odpowiedzialna za Smolecką (za)Dyszkę, której spostrzeżenia dobitnie pokazują, że wszystko zależy od świadomości, odpowiedniego planowania i także wrażliwości społecznej. Również sądzę, że jeśli ekologiczne kubki i talerze są droższe, budżet się nie spina, to właśnie na takie działania należy poszukać sponsorów a może i dofinansowania? Przecież ekologia jest w modzie…
„Czy zostałam już eko-terrorystką?
Nie, i jeszcze pewnie wiele mi brakuje. Ciśnie mi się kilka słów na usta po dyskusji na temat plastiku po 7. PKO Nocny Wrocław Półmaraton. Organizatorzy bronią się przetargami, terminami i tym, że do biegu podchodzili już rok temu. Cóż, pierwsze przymiarki do organizacji Smolecka Zadyszka robiliśmy w listopadzie ubiegłego roku. Wtedy mój pomysł z papierowymi kubkami i talerzami z otrąb wywołał salwę śmiechu, ale swego dopięłam. Smolecka nie jest imprezą skali Nocnego, koszty za talerze i kubki z papieru wiele wyższe, więc rozumiem, że budżet mógł się nie spiąć. Ale na to można pozyskać sponsorów, właśnie na to… (…)
Dwa lata temu ruszyliśmy z Towarzystwo Przyjaciół Smolca, po roku także z STS Sokół Smolec z programem „Żyjmy zdrowiej”. W ramach tego programu zrealizowaliśmy kilka warsztatów na temat czystego powietrza, czystego środowiska, uprawiania sportu i zdrowego odżywiania i motywowania dzieci do aktywności ruchowej. Zapraszaliśmy specjalistów, organizacje pozarządowe, ale też urzędników. Przeprowadzaliśmy badania z Radiem Wrocław, zgłosiliśmy się do konkursu Avivy i dzięki aktywności mieszkańców wygraliśmy czujnik powietrza. Mieszkańcy interesowali się całym programem w mniejszym i większym zakresie, a Smolecka (za)Dyszka była i jest momentem kulminacyjnym tych działań. Nasze pomysły poszły w świat, program zakiełkował. I jak to pisze Grzesiek nie biję piany fejmu, ale chce pokazać, że moje myślenie jest całościowe i wielopoziomowe.
(…)
Tam gdzie jest popyt, jest i podaż. Dopóki korporacje będą nas karmić artykułami w plastikach, ubraniami, my konsumenci będziemy je nabywać. Oczywiście powinniśmy kupować świadomie i myśleć, czy wszystko, co nabywamy jest nam tak do końca potrzebne. Ale mamy też prawo, jako konsumenci, do normalnych cen. Póki co ekologia wychodzi drogo. To się może zmienić, jeśli będzie większy popyt. Kończąc wątek – 100 kubeczków papierowych na allegro to koszt około 12 zł, 100 kubeczków plastikowych to koszt około 4 zł. A to tylko kubeczki, czyli szpilka na czubku góry lodowej…chociaż z tymi lodowcami też krucho…”
I druga strona ekoszaleństwa, dobrze się stało, że zwrócono uwagę na problem plastiku tylko…
No właśnie, sami biegacze nagminnie śmiecą. Organizatorzy dają a biegacze wyrzucają.
Wielokrotnie widziałam na biegach górskich wyrzucone opakowania po żelach, także kubeczki po za strefami do śmiecenia.
Zacznijmy od siebie. Zawsze, jeśli widziałam, że ktoś śmieci na trasie zwracałam uwagę. Szczerze, to nikt nie wrócił po śmiecia.
Zużyte kubki i opakowania po żelach wkładam za pas lub do kieszeni/ plecaka, jeśli mam i biegnę z nimi do mety. Jeśli na trasie w strefie bufetu są kubły wrzucam wszystko co nie potrzebne tam.
W biegach górskich lubię mieć bukłak, plecak i własny kubeczek, wtedy nie korzystam z bufetów, nie zużywam kubków organizatorów, nie produkuję śmieci…
I już zupełnie tak od siebie – bardzo nie lubię kiedy na mecie dostaję kwiaty. Mimo, że wiem, że pochodzą z upraw, to szkoda mi ich bo zwiędną zanim dowiozę je do domu. Nie zrywam kwiatów, gałęzi, traw i innej zieleniny i nie chcę ich dostawać, zbieram też ślimaki ze ścieżek, nawet jak biegnę, to taka moja mała ekoszajba.