Nie będę:
– narzekała na pogodę – dla nas było w sam raz,
– na brak treningów i wybiegania – od 24.02 przebiegliśmy tylko maraton i 10 km,
my po prostu jeszcze nie wróciliśmy z Tanzanii, zostaliśmy gdzieś pod Kilimandżaro, dlatego 12. Półmaraton Ślężański przebiegliśmy wolniej od dwóch poprzednich.
Fot. Małgorzata Aktywna Świdnica
Szczerze, wolałam kiedy Półmaraton Ślężański wypadł z korony. Atmosfera była lepsza, przyjechali ci co lubią ten bieg, a nie kolekcjonerzy. Rozumiem organizatorów i wiem, że „bycie na liście” jest dla nich ważne, dlatego nakrycie głowy królów wróciło i tłumy biegaczy.
Pojechaliśmy dużo wcześniej, odpowiednio zaparkowaliśmy, odebraliśmy pakiety i nawet skorzystaliśmy z „motywującego zdjęcia”, które wyświetlało się na telebimie na 17 km trasy. Czy mi pomogło, raczej nie, ale przynajmniej je widziałam.
Wiedzieliśmy, że będzie lato, słońce i tylko 3 punkty z wodą. Zastanawiałam się, czy nie wziąć butelki 500 ml z wodą, miałam ją z sobą aż do startu. Wiedziałam, że po Tąpadle chętnie się napiję, a organizatorzy nie przewidzieli tam wody.
Pobiegliśmy, najpierw, gdzieś na 3 km zdenerwował mnie osobnik na rowerze, który zajeżdżał mi drogę i przeciskał się w tłumie biegaczy. Potem od 4 km odliczałam kilometry do wody, która była na 7,5 km, trasa cały czas była w pełnym słońcu. Biegacze zaczęli się gotować, widziałam jak rezygnują i wracają poboczem w stronę startu. Nie było mi za gorąco, biegłam swobodnie, tempem treningowym. Za przełęczą nie pędziłam z górki, wiedziałam, że najgorsze czeka na 5 km przed metą. W Sadach karetki się rozszalały, dla mnie to najnudniejszy fragment trasy. 4 treningi (grudzień – luty), które sobie pobiegliśmy i tak niewiele dały – ta trasa zawsze boli tak samo. Przetrwałam.
Wyprzedził mnie Maciek, nie miałam ochoty na walkę, przede mną były ostatnie dwie górki i najbardziej znienawidzony odcinek trasy. Biegłam, mijałam tych, co szli. Meta.
Fot. Edi Marciniak
Wzięliśmy posiłek i jak komety błyskawicznie pomaszerowaliśmy do auta i pojechaliśmy do domu.
I gdyby to nie był 12 Półmaraton Ślężański, pomyślałabym, że to pechowa 13.
Dla mnie ten półmaraton nie ma atmosfery. Zdecydowanie bardziej przyjemniej biega się treningi, gdzie grupy na trasie, biegacze się pozdrawiają, czasem znajomi jadący autem pokrzyczą i dodadzą sił.
Już drugi raz obiecuję sobie, że na bieg się nie zapiszę, zobaczymy jak będzie w 2020. Treningi zdecydowanie tak, zawody nie.
Uważam, że organizatorzy powinni dołożyć punkt z wodą, wiedząc jaka zapowiadana jest temperatura. Pierwsza woda na 7,5 km była zdecydowanie za późno. Znając ukształtowanie trasy najlepiej by było dać punkt na 4-5 km, potem kolejny za wniesieniem. Wiedziałam, gdzie są punty nawadniania, wiedziałam, że dla mnie będzie to za mało, świadomie podjęłam decyzję, że korzystam w wody organizatorów i swojej nie biorę. Wiedziałam, że nie ma punktów odżywczych, miałam swoje żele. Jednak choć nie jestem wyznawcą korony, udział w niej zobowiązuje. I z całą ogromną sympatią do organizatorów sobótczańskich biegów powinni reagować, nie poddawać się rutynie, dodać punkt z wodą i rozważyć choćby jeden punkt z cukrem w kostkach na tej, bądź co bądź, górskiej trasie.
21K: 01:46:24 i 01:48:15 (15 K40)