Fot. CityTrail
Na City umierałam już 3 razy…
Trzeci bieg cyklu zaskoczył mnie pogodą, choć nie powinien. Przymrozek i śnieg nie powinien dziwić w grudniu, ja jednak nie byłam zadowolona. Wiedziałam, że słabo pobiegnę i będę walczyć z mroźnym powietrzem w moich płucach, bo zaledwie 12 dni temu biegałam w 26 stopniach i cieszyłam się z piasku, morza i słońca. Aklimatyzacja z zimnego do ciepłego przebiega u mnie niezauważalnie, gorzej jest w drugą stronę. Wszechogarniające zimno usztywnia mięśnie i biegam na „drewnianych” nogach.
Z wyborem butów nie miałam problemu – terenowy bieżnik. Brak sznurówek został okupiony „trytką” i 3 agrafami na bucie, musiałam być pewna mocowania chipa.
Rozgrzewka niewiele dała, byłam zimna i sztywna – trup?
Obawiałam się, że zimowa aura zmobilizuje biegaczy i będzie frekwencyjny rekord, nie było ale i tak wystartowało ponad 500 osób!
Stanęłam w I strefie (do 22 minut) ale wiedziałam, że ten wynik będzie mi trudno osiągnąć. Pobiegliśmy.
Przeszkadzało mi wszytko, ludzie, nawierzchnia – miejscami grząska i śliska.
Nie byłam pewna wyniku, a jednak znów się udało i po raz trzeci byłam I w kategorii. Cel coraz bliżej…
5K: 00:22:14 (K40 1) i 00:22:36