Siódma edycja, dla nas drugi pełny cykl.
Fot. Łucja Kowol
Postanowiliśmy wrócić po sezonie przerwy na ścieżki w Lesie Osobowickim. Trochę obawiałam się tłumów, ścisku i mało komfortowego biegania. Skusiła mnie ponownie perspektywa 5 km zimową porą, kiedy nie ma za dużo imprez biegowych. I tak zapisaliśmy się i wystartowaliśmy.
Fot. Łucja Kowol
Pogoda była letnia i obawiałam się rekordu frekwencji a tu wystartowało niespełna 500 osób, za to były tłumy znajomych, których niezmiernie miło było widzieć.
Startowaliśmy w falach, my z premedytacją pobiegliśmy w I grupie do 22 minut. To czysta taktyka, dobrze jest biec w mocnej grupie i gonić za silniejszymi, którzy dyktują tempo. Biegłam pod koniec stawki ale dzięki temu nie było ścisku, biegło mi się komfortowo, mało osób musiałam wyprzedać i zaowocowało bardzo dobrym wynikiem.
Jedynie na początku bardzo przeszkadzał mi pył, który jest wynikiem wysypania ścieżki drobno mielonym kruszywem.
Mocne tempo całego dystansu sprawiło, że 1 km do mety nie miałam siły już przyspieszyć, wbiegając na boisko – łąkę przed metą myślałam tylko o tym byle do niej dobiec, tempa nie podkręciłam, bo nie miałam „z czego”.
Na mecie tradycyjnie czekała woda i wafelki, już z niecierpliwością czekam na kolejny bieg w listopadzie.
5K: 00:21:28 (1 K40) i 00:21:37