Dzięki nieoczekiwanej propozycji właściciela domków mogliśmy sobie pozwolić na dłuższy sen. Zamiast liczyć dodatkową godzinę na dojście i szaloną pobudkę o 2 w nocy, mogliśmy wstać dopiero o godzinie 3. Przygotowaliśmy tradycyjne śniadanie biegacza: kawa i tosty z dżemem. Włożyliśmy wieczorem przygotowany „zestaw startowy” i ruszyliśmy na spotkanie z przygodą.
Fot. Phuketmarathon.com