Marynowane jaja

Przed maratonem jak zwykle nie trenowaliśmy, chodzenie i zwiedzanie robiło za trening. Po wylądowaniu na Phuket w drodze z lotniska do hotelu odebraliśmy pakiety.

Wszystko było przygotowane i działało jak w zegarku: oznaczenia, brama i namioty zaplecza. Tętniło już biegowym życiem. Odebraliśmy worki biegowe, rozejrzeliśmy się po ekspo i poszliśmy do hotelu.

Zgodnie z naszą praktyką wybieramy hotel blisko startu/mety, udało nam się zarezerwować bardzo ładny domek z aneksem kuchennym aż 1,6 km od startu. W tym roku mieliśmy szczęście, przygody z Kambodży pokazały, że nie zawsze jest to na co wygląda.

Następnego dnia rano ruszyliśmy na przebieżkę po plaży. Wiało i były duże fale, skończyło się na 3 km biegu i 7 km marszu. Treningi zakończone.

Można iść na pasta party, które zagraniczni turyści mieli opłacone w pakiecie z maratonem. W tym roku wprowadzono zmianę zgodnie z sugestiami biegaczy, wieczorne party zamieniono na lunch. Idealne godziny 12-15, doskonale się sprawdziło przed biegiem.

Zjawiliśmy się na expo i nieco zdezorientowani szukaliśmy wskazówek, gdzie jest pasta party. Początkowy chaos zamienił się w przyjemność z expo kursował specjalny shuttel bus do hotelu, gdzie odbywała się impreza.

Elegancki hotel Laguna Growe, pięknie przygotowane stoły i posiłki. Kelnerzy, którzy tylko czatowali na pustą szklankę by zaoferować kolejny napój.

Urzekły mnie też potrawy, bo na szczęście były lokalne: makarony, ryż, zupy, sałatki, owoce morza do wyboru do koloru.

Nie mogłam się tez oprzeć lodom kokosowym, najlepsze lody jakie jadłam!

Najedzeni, pełni wrażeń wróciliśmy do domków, gdzie czekała nas kolejna niespodzianka, właściciel zaoferował poranna podwózkę na start, choć sam nie startował.