Jesteśmy na półmetku, dwa maratony za nami, dwa przed nami.
Nie wiem jak można się przygotowywać pod jeden, konkretny bieg dla nas OWM był środkiem nie celem.
Miał umożliwić zakwalifikowanie do pierwszeństwa w rejestracji do „złotego maratonu”, gdzie wymagane jest minimum 3:30 dla mężczyzn i 3:50 dla kobiet. Bieg kwalifikacyjny musi mieć co najmniej brązowy poziom, warszawski maraton ma srebro, więc postanowiliśmy spróbować.
Pierwotny plan zakładał przylot w dzień maratonu, wcześnie rano, jednak życie zweryfikowało plan, lot odwołano i musieliśmy w Warszawie pojawić się dzień wcześniej. Okazało się, że przez przypadek idealnie z tym trafiliśmy. Dojazd w dzień maratonu nie jest dobrym pomysłem, lepiej spokojnie przyjechać wcześniej, przespać noc i ze „świeżą” głową startować. Zasadę tą wprowadzamy dla maratonów w kraju, bo za granicą stosujemy tydzień aklimatyzacji. Krajowych królewskich dystansów na razie w najbliższej pięciolatce nie przewiduję, choć kto wie? Warto jednak mieć sprawdzone „patenty”.
Sobota
Mogliśmy na spokojnie odebrać pakiety a nawet wykupić pasta party, które nie udało nam się dokupić już po rejestracji, bo organizator nie przewidział takiej możliwości. Expo mieściło się w Stadionie Narodowym, mieliśmy okazję pierwszy raz wejść do środka.
Zgodnie z obowiązująca modą, aby odebrać pakiet trzeba przejść przez strefę stoisk. Było odrobinę za wąsko, jak na tak dużą płytę stadionu. Odbiór pakietów poszedł sprawnie, mieliśmy szczęśliwe numerki, inni musieli stać w długich kolejkach. Kupiliśmy pasta party, niecałe pół godziny oczekiwania na makron spożytkowaliśmy na dużym stoisku Asics, gdzie odebraliśmy opaski z czasami i zrobiliśmy sobie szybką sesję fotograficzną.
Pasta party ruszyło i no cóż, cena 9,90 mogła nam zasugerować jak będzie wyglądać, jednak tego się nie spodziewaliśmy. Maleńka porcyjka spaghetti, coś w stylu naparstek, do tego batonik, woda, Lech free i izotonik. Lepiej by było jakby z tego całkowicie zrezygnowali a tak było i śmiesznie i strasznie. Prosto z wypasionego polish pasta party poszliśmy na zakupy do Biedronki.
Pakietów premium nie będę komentować, my wzięliśmy pakiet najtańszy i to była bardzo dobra decyzja.
Niedziela
Pogoda była za dobra, już o 7 rano, kiedy wyszliśmy z hostelu było ciepło. Miasteczko biegowe jeszcze było puste i zaspane. Pozytywnie zaskoczyła nas ogromna liczba toi toi, to szalenie ważne dla biegaczy! Oddaliśmy depozyt, poleżeliśmy w słońcu na leżakach i po woli ruszyliśmy na start. Tłumy gęstniały, zrobiliśmy krótką rozgrzewkę i weszliśmy do strefy. Nawet na zupełnie obcym terenie spotkaliśmy dużo znajomych i czas do startu minął nam na pogawędkach.
Fot. NaszeMiasto
Start i masa ruszyła, na początku biegło mi się bardzo źle, nie było miejsca i tłum dyktował tempo, nawet nie było możliwości wyprzedzania. Koło 1 km było już nieco lepiej ale dopiero na 5km miałam miejsce na bieg w swoim tempie. Trasa bardzo mi się podobała, ładnie eksponowała Warszawę, lekki podbieg, przed którym ostrzegali organizatorzy nie stanowił problemu, było za to sporo zbiegów.
Fot. Facebook
Pierwszą połówkę prułam w zaskakująco dobrym tempie, mimo, że cały czas biegło się pod słońce, które grzało niemiłosiernie. Było zdecydowanie cieplej niż w Tel Awiwie! Moje tempo zaczęło spadać, sprawę przesądził wiatr, który towarzyszył kolejne 15 km do mety. Pobiegłam lepiej niż zakładałam, byłam nawet 11 w kategorii, ale ostatnie 7 km było nieciekawe.
Fot. Festiwal Biegów
Na trasie nie było za dużo kibiców, na początku byłam zdziwiona, że ludzie wykrzykują do mnie po imieniu, potem oprzytomniałam, że mam imię wydrukowane na numerze startowym.
Punktów z wodą było naprawdę sporo, nawet dwa opuściłam, choć na maratonach stosuję zasadę, że piję na każdym punkcie, choć łyk, ale żadnego nie opuszczam. Na początku wodę trzeba było brać ze stolika, potem już wolontariusze podawali kubeczki, to bardzo ułatwia bieg, jak już się ma 30 km w nogach. Z punków odżywczych nie korzystałam, za to pochłonęłam wszystkie 4 żele, które miałam.
Na mecie bardzo sprawnie wręczano medale, napoje i banany, nie było zatorów. Podobnie w miasteczku biegowym, odbiór depozytu i posiłku regeneracyjnego też bez kolejki i czekania.
Organizacyjnie nie można się do niczego przyczepić, minusy to sprawy przedbiegowe, proces rejestracji, informacje, czas ich podawania no i pasta party!
Sam bieg i wszystko po odbieram bardzo pozytywnie.
Maćkowi nie udało się przebiec w czasie 3:30, ale i tak zrobił kosmiczny czas. Planów to nie przekreśla, a tylko otwiera więcej możliwości i przed nami trudna decyzja wyboru, gdzie pobiegniemy maraton w 2019 roku. Mamy 3 typy, miał być tylko 1.
42K: 03:34:46 i 03:40:47 (K40 24)