Tel Aviv Samsung Marathon

Nie mogę sobie przypomnieć skąd wziął się pomysł na maraton w Tel Awiwie. W każdym razie zapisaliśmy się na bieg latem 2017 roku, kupiliśmy bilety w promocji na bezpośrednie połączenie z Wrocławia i wyczekiwaliśmy wylotu.

Do dyspozycji mieliśmy 7 dni w tym 3 na aklimatyzację, bieg i 3 na odpoczynek po maratonie. Zestawienie idealne. Lecieliśmy narodowym przewoźnikiem niczym polska kadra na olimpiadę (tylko my za własne nie państwowe pieniądze) ze sporą grupą Night Runners Wrocław.

Przylot w południe pozwolił nam odwiedzić expo i odebrać pakiety w drodze do hotelu.
Kolejek po odbiór pakietów nie było, wystawców w sam raz + sklep sponsora Adidasa.

Na ulicach już było widać przygotowania do maratonu.

Kolejne dwa dni upłynęły nam na zwiedzaniu, plażowaniu i ocieplaniu stosunków, nawet zrobiliśmy jeden trening biegowy wraz z bieganiem boso po plaży.

Biegało się świetnie, świeże i „lekkie” powietrze do tego idealna temperatura 18-22 stopnie. W czwartek wieczorem jak na „Party Parę” przystało poszliśmy na pasta party. I to była świetna decyzja!

Pasta party odbywało się w tym samym namiocie, gdzie wcześniej było expo. Z hotelu mieliśmy zaledwie 1,5 km. Lokalnych potraw nie było, za to kilka różnych makaronowych potraw, do tego sałatki, przekąski na zimno, słodkości, lody i napoje oraz piwo do woli. Makarony były przepyszne. Pochłanialiśmy dawki węglowodanów w towarzystwie biegaczy z Belgi, USA, Niemiec i lokalsów słuchając biegowych historii, wymieniając wrażenia z maratonów. Objedzeni po same uszy wróciliśmy do hotelu.

Długo rozważaliśmy rodzaj transportu na start. 5 km do przejścia przed 42 km nie wydawało nam się dobrym pomysłem. Proponowany przez organizatora transport kolejowo/ autobusowy nam nie pasował. W pierwszej wersji zastanawialiśmy się nad taksówką ale ograniczenia dojazdu na start nas zniechęciły. Rower miejski cenowo nie był „konkurencyjny”, choć organizatorzy przygotowali specjalny punkt postoju przy starcie/mecie. Koniec końców poszliśmy jednak pieszo.
Start zaplanowano o 7 godzinie, co jest bardzo ludzką porą zważywszy nasze dotychczasowe starty o godzinie 4 na Jamajce i 4.30 w Kambodży.

fot. Tel Aviv Samsung Marathon

MARATHON SAMAUNG TEL AVIV 2018

Miasteczko biegowe było spore, na początku byliśmy nieco zagubieni. Doszliśmy do naszego sektora i poszliśmy do linii startu. Okazało się, że stoimy prawie na samym początku, nawet przed pacemakerami na 3:30. Wystartowaliśmy, połówkę biegliśmy razem. Dogonił nas pejs na 3:30 z grupą biegaczy, Maciek był silniejszy ode mnie i postanowiliśmy się rozdzielić. Dalej biegliśmy już osobno.

fot. Tel Aviv Samsung Marathon

MARATHON SAMAUNG TEL AVIV 2018

Trasa była ciekawa i urozmaicona: podbiegi, zbiegi, poprowadzona przez atrakcje miasta. Biegło mi się bardzo dobrze, rozglądałam się, rozmawiałam z innymi biegaczami, wymieniałam pozdrowienia z Polakami. Kryzys zaczął się koło 38 km, chciałam już być na mecie i pieczołowicie odliczałam dystans. Od 40 km to była walka by biec, pokusa przejścia do marszu byłą ogromna. Zwolniłam ale dobiegłam.

Na mecie czekał namiot „wypoczynkowy” dla maratończyków, bardzo dobry pomysł. Trochę odpoczęliśmy i posililiśmy się daktylami, poszliśmy jeszcze odpocząć na trawie pod palmami po za miasteczkiem biegowym.

Powoli wracaliśmy nasze 5 km delektując się przeżyciami.

Do wyjazdu odpoczywaliśmy na plaży, odwiedziliśmy Jaffę, wybraliśmy się na wycieczkę do Masady i nad Morze Martwe i znów biegaliśmy boso po plaży.

Podsumowanie
Po Pasta Party (PP) ze zdziwieniem zauważyliśmy (zupełnie niezależnie), że mimo objedzenia się na kilka godzin przed biegiem a może właśnie dlatego biegło nam się dobrze. Miałam dużo siły i energię, makaron zaczął mnie „puszczać” koło 27-30 km. Na bieg zużyłam tylko 3 żele. Patent PP sprawdzimy przed kolejnym maratonem, ale wygląda, że na nas ładowanie węgli działa.
Woda był co 3 km i to było optymalne, korzystałam za każdym razem biorąc łyk lub dwa, ewentualnie tylko płucząc usta.

Pogoda była idealna jak dla mnie, pierwsze dwie godziny było pochmurnie, koło 18 stopni, potem się przejaśniło i wyszło słońce, które nieco podniosło temperaturę do 21. W takich warunkach dobrze mi się biega, lubię umiarkowane ciepło.
Maraton i organizacja bardzo nam się podobała. Malutki minus, to jak dla mnie nieco zbyt mało napisów i informacji po angielsku, maraton powinien mieć nieco bardziej międzynarodowy charakter.
Jesteśmy zadowoleni to był udany wyjazd, maraton i bardzo pozytywne przeżycia.

42K: 03:45:40 i 03:41:46