3. RST Półmaratonu Świdnickiego

Jest tak źle, że aż dobrze. W Świdnicy pobiegliśmy ostatni oficjalny półmaraton, jeszcze przed nami grudniowy trening ślężański i rok zakończymy wynikiem 11 połówek.

fot. polmaraton.swidnica.pl

Pojechaliśmy wesołą ekipą i w takim składzie wróciliśmy, jest sukces.

Bieg mimo, że rozgrywany dopiero po raz 3 (sama się dziwiłam na starcie widząc bramę z napisem), ma swój dobry standard. Wszystko na czas i na miejscu, sprawne biuro zawodów, depozyt, ogarnięcie mety i posiłków.

Zwycięzcy już się rozgrzewają

Tradycyjnie przyjechaliśmy wcześniej, odebraliśmy pakiety i poszliśmy zbierać siły na pięterku masażystów. Tłumy powoli gęstniały i na 45 minut przed startem poszliśmy na Rynek przygotować się do biegu.

Po niewypale wystartowaliśmy. Świeciło słońce i momentami było gorąco, ci co zdecydowali się biec „na krótko” dobrze wybrali. Ja szybko zdałam sobie sprawę, że znów nie powalczę i postanowiłam biec w „komforcie”, Maciek popędził do mety. Do około 11 km widziałam jego plecy, coraz dalej w końcu zniknął mi z oczu. Biegłam i że jest słabo zdałam sobie sprawę jak minęły mnie balony z napisem 1:40 i tyle ich widziałam. Walki nie podjęłam.

Sporo było grup dopingujących na trasie, ludzi przy domach, którzy gromko pokrzykiwali. Przed metą nie było finiszu jaki bym oczekiwała, wiedziałam już na starcie, że nie mam żadnych sans w tym biegu, biegną tu mocne zawodniczki.
Wbiegłam na metę, 3 bieg do poprawki tej jesieni, znów prawie 2 minuty wynik gorszy niż w zeszłym roku. Złość. Maciek pobiegł życiówkę, piękny bieg.

Fot. Sławomir Wiśniewski.

Poszliśmy na posiłek regeneracyjny i odebraliśmy depozyt, gdzie był telefon. Sms z wynikami prawie zwalił mnie z nóg. 3 miejsce w kategorii! Do tego 20 kobieta na 333.
Niemożliwe stało się możliwe. To było największe zaskoczenie w tym roku i ogromna niespodzianka. Cud.
Nie czekaliśmy do rozdania nagród, pojechaliśmy do domu. Nie czuję, że na to zasłużyłam…

21K: 01:38:42 i 01:42:04 (3 K40)