Zmiana czasu może być okazją do spotkania i pobiegania, co z tego, że o 2 w nocy i że nadciąga orkan Grzegorz.
Wariatów biegowych nie brakuje, więc przybyła nas spora grupa. Może to była ostatnia szansa na idiotyczne bieganie nocą po mieście, za rok możemy już “czasu nie zmieniać” albo Sklep Biegacza nie organizować akcji.
Czekaliśmy na “Najszybszą dychę”, bo w ubiegłym roku inicjatywa i wykonanie, czyli bieg, bardzo nam się podobały, chcieliśmy i w tym roku biegowo się powygłupiać i zwiedzić centrum miasta.
Przyszliśmy przed godziną 2 do Sklepu, odebraliśmy numery startowe i po krótkiej rozgrzewce ruszyliśmy w miasto.
Zostaliśmy podzieleni na dwie grupy: szybką i normalną, my biegliśmy pomiędzy, by potem dołączyć do szybkiej.
Z powodu dwóch grup zrobiło się zamieszanie i po wbiegnięciu w przejście podziemne, straciliśmy czołówkę z oczu. Nie wiedzieliśmy, gdzie pobiegli, kierujący też nie. Razem z wolniejszą grupą dotarliśmy pod Pręgierz i czekaliśmy na zagubioną szybszą grupę. Zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy dalej na początku “peletonu”.
Pogoda nie rozpieszczała, wiało i popadywało w końcu rozpadało się na dobre. Ludzi na Rynku było mało, najtwardsi, upojeni alkoholem dziwili się co my TU robimy. Pobiegliśmy fragmentem nocnego półmaratonu i przemoczeni wróciliśmy do Sklepu biegacza.
Dycha była, życiówki nie było, bo zakrzywiliśmy czasoprzestrzeń i biegu nie było, bo przybiegliśmy przed 2 w nocy. W tym roku atmosfera była inna, podział na grupy jej nie służył przy tym gubienie trasy, postoje i czekanie na resztę sprawiło, że nie było klimatu.