Z liścia
Fot.: Radosław Bołtuć
znów dostałam a miało być tak pięknie.
Półmaraton Piastowski jest na naszej liście obowiązkowych jesiennych startów, dobra organizacja, piastowska atmosfera i cudowna jesień w Lasku Rędzińskim – więcej nie trzeba. W tym roku było znacznie cieplej, mniej błota, za to chyba więcej liści, które to ku mojemu zaskoczeniu stały się przyczyną wielu wywrotek.
Fot.: Radosław Bołtuć
Na początku był jednak start w samo południe, tym razem mieliśmy drużynę i chcieliśmy zawojować wyniki.
W bardzo przyjacielskiej atmosferze ustawiliśmy się na starcie, każdy zajął swoje ulubione, bądź strategiczne miejsce. Dziewczynom jeszcze przed biegiem przydzieliłam miejsca w open i na mecie się nie pomyliłam! Zagadaliśmy się tak, że z opóźnieniem wystartowaliśmy, podobnie zresztą jak wystrzał. Pierwsze 10 km biegło mi się dobrze, doping uskrzydlał a informacja podawana przez znajomych biegaczy, że jestem trzecią kobietą mobilizowała mnie jeszcze bardziej, świetne uczucie. I nagle poczułam jak ktoś wyłącza wtyczkę, pomiędzy 13 i 15 km pojawił się znowu ból i noga po raz kolejny pokazała kto tu rządzi. Znów był już tylko bieg do mety. Najbardziej denerwowały mnie komentarze mijających mnie biegaczy: ja to zawsze za panią przybiegałem, pani to zawsze szybsza ode mnie była itp. Byłam zła, co miałam odpowiadać? Boli mnie noga. !@$%@#$*&$@! I tak z trzeciej kobiety zrobiła się szósta, co i tak uważam, za dobry wynik.
Fot.: Radosław Bołtuć
Nie tylko ja miałam soje przygody. Maciek pędził jak natchniony, myślałam, że przegonił sam siebie i owszem. Na mecie dowiedziałam się, że zaliczył bolesny upadek i do mety dobiegł z kontuzją i znacznie gorszym czasem. Drużynowo pierwsza trójka nam uciekła. Mamy więc porachunki z Półmaratonem Piastowskim do wyrównania w przyszłym roku!
Oczywiście bez podium się nie obyło.
Trasa była urozmaicona, nie tylko liście, korzenie i nierówności czyhały na biegaczy, zaskoczeniem było zwalone drzewo na nawrotce. Każdy pokonywał je jak umiał. Po biegu czekała grochówka, chleb ze smalcem i ogórkiem i gorąca herbata. Do woli mogliśmy przeżywać wrażenia z biegu.
Wyniki mówią wszystko, gorzej ponad minutę trzydzieści w stosunku do ubiegłego roku i spadek o jedno miejsce w open. Spadam niczym liście na jesień, przypadek – nie sadzę!
21K: 01:42:56 i 01:44:57 (6 open, 1 K40)