Maraton ulicami miasta jest nudny, no chyba, że są to ulice „Świątyni Miejskiej” mającej prawie tysiąc lat!
Był asfalt, czerwona ziemia, piąteczka z lokalsem…
Zapamiętam też Japończyka, który biegł z reklamówką przytoczoną do pasa i przebiegając koło dzieci zatrzymywał się i wyciągał z niej origami, które sam wykonał i obdarowywał nim dzieciaki.
Po biegu spakowaliśmy manatki i oddaliśmy się rozpasanemu plażingowi to znaczy regeneracji.