5. Wielka Pętla Izerska

Izerski Race Weekend,,pl,Last year we liked the mountain course in Szklarska Poreba and have already decided on the finish,,pl,that we launch in the next edition,,pl,On the organizational problems have followed attentively and with great relief of the organizers adopted a decision,,pl,that the course will take place,,pl 2017

W ubiegłym roku spodobał nam się górski bieg w Szklarskiej Porębie i już na mecie zdecydowaliśmy, że wystartujemy w kolejnej edycji. Z uwagą śledziliśmy problemy organizacyjne i z wielką ulgą przyjęliśmy decyzję organizatorów, że bieg się odbędzie.

Zapisaliśmy się i czekaliśmy na dzień startu, tym razem nas dopadły problemy – transportowe. Wszystko udało się bardzo pozytywnie załatwić i dzięki uprzejmości biegaczki Gosi razem z nią pojechaliśmy na bieg. Sprawnie i szybko dojechaliśmy, zaparkowaliśmy i odebraliśmy pakiety.
Kibicowaliśmy startującym na 10km czyli MPI, czekaliśmy na mecie i byliśmy świadkami „pogubienia” trasy. Ciekawie to wyglądało: przybiega pierwsze 20 people, mija 5 minut – nikogo, kolejne 5 min – dalej pusto, po łącznie 16 minutach finiszuje kolejny biegacz. Było wiadomo, że „coś” się stało. I tak mocni, szybcy ustąpili miejsca na podium słabszym, którzy nie zgubili trasy i nie dołożyli około 3 km. Czytając komentarze, że na to nie zasłużyli, że byli słabsi i im się nie należy – trochę mi przykro. W końcu to zawody, wydarzyć się może wszystko, biegli i dobiegli, to dlaczego nie zasłużyli?

Photo. Daniel Zaręba

Nasza połówka startowała o 11.15, pobiegło ponad 700 people. Pogoda udała się wyśmienicie na bieg, słońce było za chmurami i upał tak mocno nie dokuczał. Tradycyjnie 17 km pod górę i 4 km w dół do mety. Biegłam, starałam się trzymać “swoje tempo”, ale przydarzyła mi się niemiła niespodzianka. Zgubiłam pas biegowy z numerem, inni biegacze z tyłu okrzykami mi to uzmysłowili. Musiałam się zatrzymać, wrócić po pas i znów się rozpędzić. Paru biegaczy, z którymi się trzymałam przed “incydentem” dogoniłam, kilku mi się nie udało. Na zbiegu do mety starałam się pędzić jak góralka, w przyszłym roku chcę jeszcze poprawić tam swoje tempo.

Photo. Daniel Zaręba

Tradycyjnie po biegu poszliśmy do Kaprysu na obiad, to bardzo miły akcent WPI, posiłek regeneracyjny wydawany i jedzony w knajpie, a nie byle jak, na szybko gdzieś w terenie. I okazało się, że wypadałoby zostać na dekorację, bo zajęłam 3 miejsce w kategorii.

W przyszłym roku zdecydowanie znów wystartujemy w WPI, po raz trzeci. Lubię ten bieg. Jestem nieco zdziwiona, że niektórzy uważają go za trudny i jeszcze bardziej, gdy uznają za trudniejszy niż w Jedlinie. Łatwo nie jest, ale to przecież bieg górski i “ten typ tak ma”. Organizacja bardzo w porządku, punktów z wodą w drugiej części trasy aż za dużo, wszystko na miejscu i na czas. Injury, że przydarzyło się potknięcie z oznaczeniem MPI.

21K: 01:46:04 in 01:47:19