W zeszłym roku biegliśmy pierwszą edycję, nie pamiętam, czy obiecaliśmy sobie powrót na trasę biegu śladem księgi henrykowskiej, jednak bez wahania zapisaliśmy się na drugą edycję.
Jabłonie w tym roku jeszcze nie zakwitły, ale miejsce i tak jest urocze. Znajomość trasy była dużym plusem, jednak wiatr skutecznie utrudniał podbiegi.
Nie lubię biegać pętli, kółek i innych powtarzalnych elementów, wybór więc był jeden 10 km.
Przyjechaliśmy jak zwykle z odpowiednim zapasem czasu, odebraliśmy pakiety, wybraliśmy i kupiliśmy klasztorne piwo, gawędziliśmy ze znajomymi, wreszcie wystartowaliśmy. Wydawało mi się, że w tym roku było mniej osób, biegłam na początku „peletonu” ścisku nie było.
J'ai remarqué avec surprise, że jestem drugą kobietą, nikt nie atakował mojej pozycji i tak już było do samej mety.
Trasa do łatwych nie należy, bardzo urozmaicona, podbiegi, zbiegi, asfalt, polna droga, kamienie. Widoki są przepiękne, bardzo lubię ten bieg… Najprzyjemniej jest na ostatnich dwóch kilometrach długiego zbiegu do mety przy klasztorze.
Po biegu czekała pyszna zupka. Dobrym pomysłem było wcześniejsze wręczenie nagród dla krótszego dystansu. Tym razem czekaliśmy na to wydarzenie. Znów padałam ofiarą regulaminu i nie dublowania się nagród, choć uważam, że tak jest uczciwiej. Byłam nieco zaskoczona drugim miejscem w open, ale bardzo szczęśliwa.
To był udany biegi i impreza. Za rok z ogromną przyjemnością pobiegnę po raz 3 śladem Księgi Henrykowskiej…
10K: 00:46:34 (2 open i 1K40) dans 00:46:39