Magiczny, wyczekiwany bieg.
Niech wilk będzie z tobą!
Odległość ponad 300km sprawiła, że zdecydowaliśmy się wyjechać dzień przed biegiem, spokojnie dojechać, odebrać pakiety i wyspać się przed startem.
Czterogodzinna podróż w towarzystwie doświadczonego górala Roberta miło upłynęła, przed godziną 20 odebraliśmy pakiety. Biegniemy dla wilka!
Spaliśmy w Krakowiance, podobnie jak większość przyjezdnych biegaczy. Po specjalnym śniadaniu dla panter poszliśmy do centrum zamieszania – Korony Ziemi.
W nocy prószył lekki śnieg, pogoda jak to w górach była zmienna, ale do biegu wyśmienita.
Odprawa, mozolnie kompletowanego wyposażenia obowiązkowego jednak JoKo nie kontrolowała.
Kilka słów od GOPR
Tradycyjne odliczanie
fot. Bieg Śnieżnej Pantery
i ruszyliśmy kolorową, gromadą 130 panter. Trasa od początku pięła się w górę. Wbiegliśmy na teren Babiogórskiego Parku Narodowego.
Biegi górskie mają to do siebie, że się idzie. I tak sobie szliśmy coraz wyżej i wyżej. Po drodze, w newralgicznych miejscach mijaliśmy a to ekipę organizatorów, GOPRowców, Straż Miejską.
I nagle zrobiła się zima.
100% zimy!
I w takiej scenerii dotarliśmy do schroniska, gdzie posileni gorącą herbatą i około 10 minutowym odpoczynku ruszyliśmy dalej na trasę.
GOPR asekurował dość niebezpieczną przebieżkę nad urwiskiem. Było wąsko i ślisko, ale pokonaliśmy trasę lekkim truchtem otrzymując za to oklaski.
Druga dyszka miała być „lepsza” cały czas w dół i „tylko” dwa podejścia. Zbiegi też łatwe nie były, zmrożony, nierówny śnieg nie ułatwiał zadania a po przełamaniu granicy śniegu błoto było jeszcze gorsze. Kilka odcinków asfaltowych pozwoliło złapać oddech ale dwie górki i długie podejścia zrobiły swoje. Dobrze, że ostatnie 3 kilometry były już tylko w dół wygodną, utwardzoną drogą i tak z „rekordem” trasy – 23 km w 3 godziny 15 minut zameldowaliśmy się na mecie!
Na mecie nikt nie czekał, nie było braw i splendoru, zostaliśmy „odhaczeni” na liście, dostaliśmy medal i ciepłe kaszotto. Brakowało mi przysłowiowej „kropki na i”.
Poszliśmy do Krakowianki doprowadzić się do stanu używalności i wróciliśmy do Korony Ziemi na podsumowanie i wykłady.
Podziękowania dla JoKo
Trasa była trudna, zaliczyliśmy wszystkie możliwe nawierzchnie: błoto, kamienie, trawę, asfalt, śnieg, lód, utwardzone ścieżki, drewniane mostki, mokre liście i strumyczki.
„Bieg” jest naprawdę trudny i nie polecam go biegaczom „asfaltowym”. Podejścia zabijają, a zbiegi wcale nie są łatwiejsze.
Prawdziwych górali poznaje się po tym jak zbiegają i tak patrzyłam z rozrzewnieniem jak przebiegają koło mnie dziewczyny na pełnej bombie. Po kilku sekundach już ich nawet nie widziałam przed sobą… Ja męczyłam się na nierównym śniegu, śliskich liściach i błocie a po trawie to już nawet szłam w dół a nie biegłam.
Góralką nie jestem i nigdy nie będę. W tym biegu nie byłam śnieżną panterą czy wilkiem raczej Canis Familiaris – domowym piesiem zabranym na spacer w góry. Nie czułam przynależności do tego miejsca i fascynacji górami. Magii nie odnalazłam. Udział w III BŚP uważam za udany, ale drugi raz się nie wybierzemy.
Wolę cieplejsze klimaty, za rok mam nadzieję tam sprawdzimy maratońską trasę!