W Barcelonie jest jedno muzeum samochodów, mieliśmy je w planach ale 3 km od celu zrezygnowaliśmy i poszliśmy na plażę.
Bacznie wypatrywaliśmy Mini, udało się spotkać tylko jednego. W dodatku mało mnie nie rozjechał na stacji benzynowej.
Barcelona to nie Paryż, gdzie Miniaki jeżdżą, stoją zaparkowane, są wszędzie. Stolica Katalonii zaskoczyła mnie małą ilością aut klasycznych i luksusowych – widzieliśmy tylko jedno Ferrari, Maserati i Teslę. Wypatrywaliśmy ciekawych egzemplarzy na parkingach, nic z tego.
Smutny osiołek
Auta na ulicach są nijakie, elektryków jest mało, gorąca hiszpańska krew chyba nie dotyczy motoryzacji…
Z racji klimatu znacznie więcej niż w Polsce jeździ się na skuterach i motorach, jednoślady rządzą na światłach i wszędzie są pierwsze.
Podróż do Barcelony nie dostarczyła nam motoryzacyjnych wrażeń.