Czekałam na ten bieg, stratowaliśmy w zeszłym roku i chciałam zweryfikować nasze przebieranie nogami.
fot. Leon Dubij
Zawody mają kameralną, wręcz domową atmosferę. Sala hotelu Orbita udekorowana do ślubu potęguje specyficzny charakter biegu.
Bieg Energetyka to udział bez opłaty startowej ale z bardzo przyzwoitym pakietem i krótką/ sprinterską trasą 4300m.
Pogoda była jesienna, 7 stopni C i padało. Frekwencja dopisała – jak zwykle zresztą. Biegło się dobrze – 3 pętle po parku zachodnim. Szybko ustaliła się czołówka, w zasadzie już przed biegiem wiadomo było kto i co – przynajmniej u kobiet.
Oczekiwanie na wyniki umilały pogaduchy ze znajomymi. Moje spostrzeżenia z biegu: jak już ukończyłam maraton, dwa biegi długie i kilka połówek to krótkie dystanse coraz mniej mi się podobają. W tamtym roku o tej porze uwielbiałam 5K, teraz zdecydowanie bardziej wolę 10K i więcej.
Wyniki – progres jest, choć biegliśmy totalnie nieprzygotowani. Po wrześniowych eskapadach nie możemy wrócić do konkretniejszych treningów niż truchtanie po parku. Jak zwykle, po biegu żałowałam, że więcej nie „przycisnęłam” na ostatnim kilometrze, winę zwalam na „babską” głowę.
fot. Leon Dubij
4,3K: 00:18:02 (3 OPEN i 1 K40) i 00:18:13