To jeszcze nie koniec, nasz maraton kończył się dopiero w niedzielę po południu po 10 km spacerze.
Φοβόμουν, że nie damy rady. Wykupiliśmy jednak spacer z lunchem bez wahania, bo jak szaleć to na całego.
Nasze autobusy tym razem czekały na śmiałków o 8.30, towarzystwo kaczym krokiem dotarło na miejsce i ruszyliśmy do zamku. Trasa poprowadzona była innymi winnicami niż na maratonie. Rozdano próbniki do wina i wyruszyliśmy na spacer z degustacją.
Orkiestry przygrywały, wino się lało, były tez poczęstunki. I tak 4 000 osób spacerowało po winnicach.
Κρασί,
wino,
jeszcze więcej wina!
Po spacerze, po dotarciu do zamku powitano nas białym winem podanym przed posiłkiem dla pobudzenia apetytu. Potem była uczta… i tańce…
Mieliśmy tez chwilę relaksu przed powrotem do Bordo, z serwowanym winem.
Maraton du Medoc polecam z całego serca. Bawiliśmy się doskonale, pokonanie królewskiego dystansu w takiej atmosferze jest przyjemniejsze. Wszyscy są ogromnie życzliwi i całe miasteczka żyją maratonem, dopingują, wspierają i bawią się. Chce się tam biec, chce się wracać, my wrócimy na 35 edycję.