Przezornie my zapisaliśmy się na Bieg po zdrowie 7 km.
Okazało się, że wybór dystansu był strzałem w dziesiątkę – pogoda była koszmarna a do tego 3 pętle były by nudne – jedna w sam raz.
Fot. Paweł Mazurczak
Nie wiedzieliśmy jak będzie się odbywał star na 7 km, podana była jedynie godzina 11.05 – przed nami ruszał półmaraton. Przepuściliśmy wszystkich, okazało się, że reszta „siódemek” wmieszała się w „połówki” i tak wystartowaliśmy na samym końcu. Deszcz tak nie przeszkadzał jak tłumy, przez które trzeba było się przebijać. Miejscami, gdzie trasa się zwężała było bardzo trudno, trzeb było zwalniać i czekać na okienko. Tempo szarpane.
Trasa niełatwa, dwa długie podbiegi, kostka brukowa – nie chciałabym biec trzech okrążeń.
Zabrakło mi dwóch sekund do III miejsca – około 700 m przed metą zablokowały mnie „baloniki” na 1:30, biegnąc we czwórkę obok siebie wąską brukową uliczką. 200 metrów się za nimi „wlokłam” by wreszcie przecisnąć się i popędzić do mety. Współczuję Kenijczykom, którzy praktycznie na całej trasie musieli mijać tłumy biegaczy.
Organizacja wzorowa, wszystko tak jak powinno być na tego typu biegach.
7K 00:33:15 (1 K40) i 00:33:55