Dwa dni zlotu, dwie awarie.
Miało być pięknie i było, do domu wróciliśmy na kołach.
Drugi dzień zlotu tradycyjnie rozpoczął się wykładami dr inż. Krugiełki: “Czym jest renowacja – jej zakres i przebieg”. I chyba miałam deja-vu, bo w zeszłym roku było to samo… tak samo kontrowersyjnie przedstawione. Nawet nie chciało mi się odzywać i dyskutować. A zawsze tak lubiłam poranne wykłady!
Pojechaliśmy do Leszna zaprezentować się w Rynku. Po drodze Policja puściła nas pod prąd, bo drogę blokował radiowóz i parada konstytucyjna. Ma się ten szyk!
Na miejscu postaliśmy, porozmawialiśmy i dowiedzieliśmy się, że mamy samochód – Mini Mini. Najzabawniejsze, że Mini Mini jest na świecie.
Ten Merc też się zepsuł, do Leszna nie pojechał – wrócił do garażu na lawecie.
Ulotniliśmy się po angielsku i na zdrowie nam to nie wyszło, na wyjeździe z Leszna zaparowało i bryzgło wodą z chłodnicy, przytomnie włączyłam wycieraczki – przynajmniej było widać drogę.
Doturlaliśmy się na parking i… Ukázalo sa,, że puścił cybant po “francuskiej przygodzie”. Tylko. Maciek naprawiał, odpowietrzał a ja poszłam po wodę. Po półgodzinnej nierównej walce znów byliśmy w drodze. Tym razem dojechaliśmy do domu bez niespodzianek.
Pierwsze zloty za płoty, mimo wszystko było fajnie.
Za rok jubileuszowy – XV zlot i nie może nas zabraknąć w maju w Rydzynie!