“Zamek w Rydzynie 2016”

Sezon zlotowy tradycyjnie rozpoczęliśmy Ogólnopolskim Rajdem Pojazdów Zabytkowych SIMP w Rydzynie.

Jako weterani tego zlotu (mi 6 raz), wyjechaliśmy bez pośpiechu w towarzystwie pięknego Słońca.

Uwielbiałam ten klimat, prosty rajd na wiosenny rozruch i towarzystwo maniaków motoryzacji przez duże M. W zeszłym roku atmosferę nieco popsuła nowa formuła rajdu i “warszawski” itinerer. Tym razem jechaliśmy pełni obaw, bo zamiast zabawy były niepotrzebne nerwy.

Zameldowaliśmy się, odprawa i znów itinerer bez kilometrówki, brrr. Nowością był też start według numerów a nie “wolna amerykanka”.

Nomen omen byliśmy załogą nr 40. Samochodów było ponad 60, ale oka nie było na czym zawiesić – dominowały Gwiazdy, Mustangi i PRL.

Ruszyliśmy przy akompaniamencie salwy armatniej i o dziwo Maciek idealnie odczytywał trasę, gorzej szło liczenie ograniczeń.

Trasa podzielona na 3 etapy “czasowe”, több mint 70 km. Nieco przydługa o dwie bezsensowne pętelki za dużo. Malowniczych widoków mało, za dużo jazdy po ciasnych uliczkach.

Összefoglalva – było lepiej niż w zeszłym roku, trasa czytelna ale zbyt przekombinowana. Do mety dotarliśmy chwilę przed 16.

I to by było na tyle, bo na obiad nie udało nam się pojechać do Leszna. Marcos nie odpalił.

Ustalenie przyczyny było szybkie – “padł solenoid”. Na szczęście wozimy z sobą “katafalk” czyli skrzynkę z narzędziami i częściami, gdzie leżał sobie kolejny “zepsuty ale nie do końca”. Po zamontowaniu, auto odpalaliśmy “ręcznie” ale przynajmniej nie trzeba było pchać i mogliśmy ze spokojem jechać 3 maja na prezentację do Rynku.