bez prądu z krową w izbie
Od rana zjeżdżali zlotowicze, dużo było stałych bywalców.
Harmonogram brzmiał bardzo tajemniczo – trasa niespodzianka, postój z niespodzianką… Od Urszuli i Jacka – organizatorów nic nie można było się dowiedzieć, więc nie pozostało nic innego jak wsiąść do auta i się przekonać co dla nas przygotowano.
Pierwsza niespodzianka – rejs Jaskółką
Poczuliśmy wakacyjną atmosferę
Ja postanowiłam odlecieć
Całą drogę jechaliśmy w asyście Policji, co znacznie ułatwiało przejazd i jazda była łatwa i przyjemna.
Zaskoczeniem dla mnie była porywająca ilość Miniaków na zlocie aż 3 i nasza „Trumniarka”!
Druga niespodzianka, również związana z wodą, czułam się niemal jak nad morzem a nie w górach
dogłębnie studiowaliśmy schematy strategicznej budowli, by od przewodnika usłyszeć, że wszystko sterowane jest myszką…
Pod wieczór wróciliśmy do Miasteczka, po drodze pokonując 33 km trasę z masą podjazdów. Weterani dzielnie parli pod górki. My wróciliśmy w cztero-samochodowym peletonie anglików. Angielscy dżentelmeni trzymają się razem, więc zatrzymaliśmy się my, ekipa ze Szczecinka w MG i Bogdan były właściciel Miniaka obecnie w Suzuki, aby pomóc zapchanemu MG Seniora. Po dmuchaniu w filtr sportowym tempem dojechaliśmy do bazy.