W Monachium jest baza “dresowozów”, skuszeni czasową wystawą dotyczącą Mini udaliśmy się na zwiad do wroga (czytaj MINI).
Ale świat idzie na przód i jak mówi Jeremy Clarkson dresiarze już nie jeżdżą BMW, przesiedli się do Audi 😉
Koncern wybudował olbrzymie zakłady, wielka halę – salon i “trofej” – múzeum.
Zaczęliśmy od salonu, w którym można wszystko – usiąść za kierownicą, otworzyć bagażnik, dotykać i poznawać, ale też testować.
Z małym wyjątkiem – do tego nie pozwalali się zbliżać
Po szale zakupów, pomostem poszliśmy do muzeum. Przywitał nas interesujący spektakl,
dalej było tylko gorzej. Starych aut było bardzo mało.
Dziwnie wyeksponowane, nie prezentowały spójnej historii marki. Szczerze to nie dopatrzyłam się historycznego rysu, lepiej zaprezentowano motocykle.
Aut jest mało i raczej muzeum nastawione jest na show i oddziaływanie architekturą i układem a nie tym co mają najważniejszego. Było artystycznie, nie przeczę.
Czasem klimatycznie
Ale jedno, dwa auta w wielkiej sali to chyba trochę mało…
A “masówka” koncentrowała się bardziej na autach współczesnych.
Techniczne odniesienia tez nie porywały i czułam się w tym muzeum jak na sali operacyjnej.
Ale to co było najgorsze, to sami ludzie. Nie spotkałam do tej pory tak okropnie zachowujących się zwiedzających, biegali z szałem w oczach, nie zważali na samochody, chwytali za klamki, perfidnie dotykali i wszędzie włazili, choć były stosowne prośby i napisy. Jednym słowem, wiem to nieładnie ale… bydło. W nosie mieli historię, obcowanie z motoryzacją, najważniejsze było, no właśnie nie wiem co, kto najwięcej pomaca samochodów, pootwiera drzwi?
Ja zachowywałam się grzecznie
drewniaki mnie nie peszyły
studiowałam historię
i podziwiałam niedoceniane – czerwona to 850i Cabrio, wyprodukowano ich 10 zachowały się tylko 3 sztuki.
Generalnie można się wybrać, bo zawsze warto delektować się pięknem motoryzacji
w każdej postaci.
Wystawa czasowa Mini w kolejnym wpisie.