Chemnitz

W sobotę po autostradach jedzie się przyjemnie jest mniejszy ruch a przede wszystkim nie ma tirów. Szybko przejechaliśmy polską A4 i niemiecką dojechaliśmy na kemping na obrzeża Chemnitz.

Po drodze nie obyło się bez nasłuchiwania i stałej kontroli wszystkich wskaźników w aucie na szczęście wszystko było w porządku.

Przejechaliśmy 334 km i jest to dystans maksymalny dzienny dla pasażerów Marcosa, dalej i dłużej jazda jest zbyt męcząca.
Chemnitz przywitało nas ograniczeniem prędkości do 30 km i tłumami zmierzającymi na koncert. Okoliczne pola były przekształcone w wielki pole namiotowe, byłam przerażona, czy będzie dla nas miejsce na kempingu. W odróżnieniu od ubiegłych lat po raz pierwszy zdecydowaliśmy się nic nie rezerwować i jechać „na żywioł”, mieliśmy wyznaczone tylko adresy kempingów. Na kempingu powitały nas kozy i wolne miejsca. Mogłam odetchnąć. Rozbiliśmy się i poszliśmy do sklepu, upolować coś na obiad. Po posiłku poszliśmy zwiedzać lokalne atrakcje.

Z miasta przepłoszył nas deszcz, zresztą padało całą noc…