Dość późno dowiedziałam się o tegorocznym Ikarze, zresztą nie mieliśmy go w planach. Pasował nam termin i postanowiliśmy przetestować Marcosa na autostradzie przed Le Mans, więc zdecydowaliśmy się pojechać do ekipy Izerskiego Klubu Auto Retro.
Zdenerwowani wjechaliśmy na autostradę i mknąc z prędkością 86 km/h nasłuchiwaliśmy czy wszystko jest z autem w porządku. Na około 40 km coś zabulgotało, kichnęły gaźniki i tłumik ale jechaliśmy dalej.
Marcos może być testerem jakości wykonania nawierzchni, A4 jest bardzo wybita i nierówna, szybciej niż 90 km/h nie da się po niej jechać. Na równym asfalcie udało mi się pobić rekord prędkości i przekroczyłam 100 km/h.
Na miejsce dojechaliśmy z półgodzinnym zapasem, powitaniom nie było końca. To bardzo kameralny rajd – 30 samochodów ale większość przyjeżdża od lat i się zna, atmosfera jest rodzinna
.
Gwiazdą był niezwykle rzadki Wartburg z Niemiec
Dzień obfitował w jazdę na regularność i jazdę w kolumnie.
Niektórym auta się buntowały ale obyło się bez większych problemów
Pierwszy przystanek w Gozdnicy, gdzie ugoszczono nas kiełbaską, kawą i ciastkiem, niektórym w głowie były tylko wyścigi.
Dalej na trasie Rajdu po przejechaniu najbardziej dziurawej i nierównej drogi w kraju powitały nas Niemcy
i Horch z 1935 roku
Zwiedziliśmy Park Mużakowski, który został uznany za dobro Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Zmęczeni przyjechaliśmy na miejsce i nie dane nam było odpocząć. Ku mojemu zaskoczeniu Zamek Kliczków nie jest tak „ekskluzywny” na jaki wygląda. Obsługa była niemiła i powolna w pokojach brak wody do picia, porwane ręczniki i papier toaletowy jak za komuny. Zamek w Rydzynie przebija Kliczków pod każdym względem. Gwoździem do trumny był bal komandorski – jedzenie nie powalało a podanie zimnego bufetu o godzinie 23 dopełniło czarę goryczy. Szczerze, Kliczków jest przereklamowany i nie polecam!
Rano niektórzy imprezowali
inni pucowali
Wręczenie nagród i zakończenie Rajdu odbyło się w Bolesławcu, gdzie znów pojechaliśmy kolumną
Przyszło sporo ludzi.
Muszę odnotować, że spotkaliśmy pana, którego nieco niesympatycznie potraktowaliśmy na ulicy we Wrocławiu, gdy zepsuł się Marcos w drodze na spotkanie Petrolhearts. Zrehabilitowaliśmy się i dowiedzieliśmy, że to wytrawny fan zabytkowej motoryzacji z niezwykle ciekawymi doświadczeniami zlotowymi. Serdecznie pozdrawiamy!
Organizatorzy nas zaskoczyli wręczając puchar za zdobycie pierwszego miejsca w Rajdzie – auta post 1960! Dostaliśmy też słoik miodu za dobrze rozwiązany test.
Na zakończenie – runda honorowa dookoła rynku i rozjazd do domów.
Lubię IKARA za domową atmosferę, niespieszne tempo i ciekawe miejsca na trasie. W tym roku lista atrakcji była nieco skromniejsza niż w ubiegłych latach, ale niedobór wrażeń rekompensowały rozmowy ze znajomymi uczestnikami rajdu, tylko Zamek Kliczków się nie popisał jako baza noclegowa. Miło było znów wszystkich zobaczyć a także poznać nowych – sympatyczna para, która jechała całą noc aż ze Szczecina!