Mieliśmy niecny plan wyjechać z Ikara na tyle wcześnie, żeby o godzinie 15 zameldować się w Oławie i skrupulatnie policzyć auta. W ciągu weekendu zmieniały nam się plany i pomysły, jechać niebieskim, czerwonym…
Koniec końców dostaliśmy od organizatora „prikaz” pozostania do końca rajdu, a znajomy z żółtego Fiata ostrzegł nas, że postój na oławskim rynku nie jest dobrym pomysłem. Był dwa lata temu i ma nieprzyjemne wspomnienia, na rynku jest niezwykle ciasno i ludzie przeciskają się między autami, często nawet je rysując! Ta negatywna ocena przesądziła o pozostaniu do końca rajdu i powrocie do domu w piknikowej atmosferze.
Po drodze na autostradzie stwarzaliśmy całkiem poważne zagrożenie, bo ruch był spory a ludzie wyprzedzając nas zwalniali, robili zdjęcia, nagrywali „Yeti” albo robili „glonojada”. Czasem było niezwykle zabawnie.
Ostrzeżenia o niezbyt udanej lokalizacji okazały się uzasadnione i Sofo Sofo swoją opinią w 100% je potwierdził, czyli dobrze, że nas nie było.