Motor Show czyli na tropie czerwonego auta

W piękna wiosenną niedziele postanowiliśmy wybrać się do Poznania i sprawdzić co w motoryzacyjnym światku słychać. Poranne wstawanie i zmiana czasu zostało nagrodzone prawie pustą drogą i szybko zameldowaliśmy się na targach, które można podsumować tak – nic się nie zmieniło:

królowały długie nogi

tłumy szturmowały luksusowe samochody

im droższe tym ładniejsze

ludzie są tylko ludźmi i kradną na potęgę. Łupem padła gałka od drążka zmiany biegów i auto resztę wystawy stało już zamknięte.

była chwila na zadumę – z prochu powstałeś i w proch

i „badziewiaki”

ja zapatrzyłam się na duże samochody

a Maciek na DUŻE felgi

razem tropiliśmy czerwone samochody zadając trudne pytania – jaki to kolor. Zdegustowani i zaskoczeni wystawcy odpowiadali, że czerwony. W Mercedesie nawet dodali, że z palety Mercedesa i bez klaru.

Novol ratował sytuację stwierdzeniem, że to „oplowski z lat 70-tych” no ja bym głowy nie dała (a nie powinno być przypadkiem RR Flame Red?). Bardziej mi to wygląda na odcień dobrany do firmowych kolorów…

Moje obawy się potwierdziły Nowa Warszawa nie reprezentuje nic, tym bardziej ducha motoryzacji, że o zabytkowej nie wspomnę. Jest paskudna, na jeszcze paskudniejszych felgach a znaczek Warszawy jest tylko profanacją i użyty tylko i wyłącznie by grać na ludzkich sentymentach i pod publiczkę… Nie wiem czemu ma służyć projekt, chyba tylko parciu na szkło autora, samochód na ramie i z silnikiem BMW z nadwoziem „zerżniętym” z typowego amerykańca – jednym słowem bez pomysłu, świeżości i tego czegoś co w motoryzacji nazywamy duszą. Nie kibicowałam i kibicować nie będę temu projektowi.

część druga nastąpi…