czyli będą nas miliony.
Nie wierzyłam w buńczuczne zapowiedzi organizatorów, że na zlocie będzie ponad 200 aut. Skończyło się na 412 pojazdach a ja liczenie zakończyłam na 160 dalej mi się nie chciało. Koniec końców i tak to był najliczniejszy zlot w jakim uczestniczyłam.
Cały czas się zastanawiam jak robi się taką frekwencję – czy decyduje brak wpisowego? Atrakcji nie było żadnych, standardowe stanie na trawie a jednak tłumnie przyjechały zabytki i zwiedzający.
Na początku górka karnie dzieliła Polskę i resztę świata, strategicznie za górką ustawiły się militaria. Potem to brakło rzędów, podziału i pomysłu na ustawianie ciągle przyjeżdżających aut.
Zgrubnie licząc było z 30 Fiatów 125, 20 Maluchów, z 7 Warszaw, Skód i zadziwiająco mało Polonezów bo widziałam tylko 2. Jeden rodzynek
Na zachodzie rządziły Gwiazdy, na które już nie mogę patrzeć, potem garbusy z dobrą 30, licznie zjechały też Mustangi.
Miniaki pobiły frekwencyjny rekord na zlotach zabytków w zawrotnej liczbie 6 sztuk.
Co by tu…
Było trochę „perełek”, „rodzynków” i znajomych zabytków.
Najstarszy
Wreszcie znalazłam auto dla siebie
Czas zabijaliśmy spacerując w tłumie, rozmawiając, pchając, podziwiając małych fanów BMW i wykłócając się o japka i papier toaletowy.
Na koniec jeden z „naszych” został dumnym członkiem gangu VW i z rozbawieniem oglądałam akcję oznaczania, chłopcy dzielnie zabrali się za przygotowywanie przedniej szyby nie zdając sobie sprawy, że naklejka zajmie prawie pół szyby, na czas interweniował właściciel – Paweł i naklejka powędrowała na tył.
Nie dotrwaliśmy do finałowego koncertu, nie wiem jakie auto zdobyło tytuł auta zlotu. Z informacjami było słabo, co, gdzie, kiedy ale ogromny szacunek za frekwencję i ogarnięcie takich tłumów.