Dream Team Topacz

Wczesnym popołudniem zameldowaliśmy się na zamku i dzień spędziliśmy w towarzystwie gangsterskiej pary.

Zapowiadane próby sportowe, pokaz elegancji i sesja fotograficzna przeprowadzone były nieco chaotycznie. Nikt nie wiedział o co chodzi. Udało nam się zorientować, że w zasadzie żeby zaprezentować się na scenie i wziąć udział w konkursie elegancji trzeba przejechać próbę sportową. Na początku zakładaliśmy, że ją sobie odpuścimy. Próba polegała na jeździe na regularność i dwóch przejazdach połączonych z slalomem i odbieraniem kieliszka szampana, piciem i oddawaniem pustego, wszystko z pomiarem czasu za pomocą fotokomórki. Najgorsze jednak było to, że trasa była szutrowa i kurzyło się niemiłosiernie. Auto wracało siwe i jak tu jechać na elegancję? Co się jednak nie robi dla sławy. Pojechaliśmy. Stwierdziłam, że nie będę pędzić, żeby się nieco mniej kurzyło, Maciek dzielnie wypił kieliszek szampana i pojechaliśmy na prezentację na scenę. Nie dane nam było opowiedzieć o aucie, czego bardzo żałuję, udało nam się wyciągnąć „transparenty”, ze sceny zjechaliśmy na sesję zdjęciową.

Niektórzy ostro do niej ćwiczyli.

Po południu pojechaliśmy do domu szykować się na bal komandorski. Takie są uroki zlotu zorganizowanego prawie na tym samym podwórku.
Bal był wykwintny, choć jedzenie nie „powalało” menu brzmiało ciekawie -fragment:
„Czekoladowe fandant z waniliowym coulis i owocami
Bruschetta z szynka serano na rucoli
Łosoś pieczony w całości w kompozcyji ryb wędzonych z dipem ziołowym
Bliny gryczane z kwaśną śmietaną i kawiorem
Terina z kaczki z sosem camberland
Rostbef pieczony na różowo z rucola i płatkami parmezanu”.
Mieliśmy małe stolikowe zamieszanie ponieważ okazało się, że miejsca są przydzielane a my chcieliśmy wieczór spędzić w tym samym towarzystwie co cały dzień. Zamieniłam kartki na stołach i siedliśmy razem. Okazało się, że po pierwsze przenieśliśmy się ze stolika „RMCH” (oby to był dobry omen i kiedyś weźmiemy w nim udział), po drugie siedzieliśmy razem z szacowną komisją konkursu elegancji – niesamowicie interesującymi ludźmi, oczywiście pasjonatami starej motoryzacji i jaki ten świat mały – ścigającymi się miniakmi w Anglii. Po trzecie „nasz” stolik był wygranym. Zgarnęliśmy – pary przy nim siedzące, najwięcej nagród. W nasze ręce powędrowały dwie.