Od rana na galicyjski rynek zjeżdżały auta, zarejestrowanych załóg było ponad 60. Jak zwykle oko cieszyła duża różnorodność marek i modeli.
Zgodnie z planem imprezy po godzinie dziesiątej w asyście Policji pojechaliśmy do Krynicy.
Zaparkowaliśmy dość nieskładnie przed remontowaną pijalnią i udaliśmy się na Górę Parkową, potem do Muzeum Nikifora resztę dnia spacerując po zdroju, by po południu z niecierpliwością oczekiwać na Burmistrza, który zasiedział się na przesłuchaniach do konkursu im. Kiepury.
Nie tylko zlotowicze postanowili odwiedzić Krynicę…
W drodze powrotnej musiałam złamać zasadę zlotowa i wyprzedzić Warszawę, która pod górkę zupełnie osłabła i wlokła się niemiłosiernie. Miniak nie lubi takiej jazdy i zaczął się nieco gotować, w moje ślady poszło jeszcze kilku kierowców co żwawszych aut. Na szczęście nikt nie miał pretensji. Wieczorem w trakcie kolacji i wieczoru integracyjnego kontynuowaliśmy motoryzacyjne dysputy, potem zeszło na kluby. Dowiedzieliśmy się ciekawych historii a konkluzja wieczoru jest taka, że w każdym klubie prędzej czy później źle się dzieje i Mini Klub na tle innych niczym się nie wyróżnia.